czwartek, 21 listopada 2013

Ks. Marek Dziewiecki dla Fronda.pl: Nieletni erotomani

Toksyczne więzi czy chore zachowania seksualne, które obecnie obserwujemy nawet u dzieci, to najbardziej rozpaczliwe formy poszukiwania miłości - mówi ks. Marek Dziewiecki, psycholog.
Na „Frondzie” została opublikowana wiadomość o tym, że trzynastoletni chłopiec zgwałcił ośmioletnią dziewczynkę. Okazało się, że jest dzieckiem pochodzącym z rozbitego małżeństwa, że matka związała się z nowym mężczyzną, a chłopiec od dziewiątego roku życia oglądał pornografię. Powyższe okoliczności są syntezą dramatycznych problemów, na jakie niedojrzali czy przewrotni dorośli wystawiają dzieci i młodzież. Nieodpowiedzialni są ci dorośli, którzy zaniedbują wychowanie swoich dzieci, a przewrotni są ci, którzy te dzieci demoralizują.
Różne są przejawy demoralizowania dzieci i młodzieży. Jedną z najbardziej drastycznych form demoralizowania jest pozwalanie nieletnim na oglądanie pornografii. To podobnie okrutna forma krzywdzenia dzieci, jak pozwalanie im na sięganie po alkohol czy narkotyk. W każdym z tych przypadków konsekwencją będzie nie tylko popadnięcie w uzależnienia, ale też zaburzony rozwój, zaburzone więzi i dopuszczanie się zachowań zakazanych kodeksem karnym.
Najgroźniejsi i najbardziej przewrotni są ci demoralizatorzy, którzy wyrządzają krzywdę dzieciom i młodzieży pod pretekstem troski o ich dojrzałość i o zdobycie przez nich wiedzy z zakresu ludzkiej seksualności. Tacy demoralizatorzy, związani z ideologią gender, a także z lobby antykoncepcyjnym i proaborcyjnym, udają „edukatorów” seksualnych. Ich rzeczywiste zadanie nie polega na przekazaniu wszechstronnej wiedzy o ludzkiej – czyli różnej od zwierzęcej – seksualności, lecz na wciąganiu dzieci – już w wieku przedszkolnym – w zainteresowania i zachowania seksualne. Gdy analizujemy programy „edukatorów” seksualnych, to okazuje się, że nie mają oni NICZEGO do powiedzenia na temat sensu seksualności człowieka, na temat miłości między kobietą a mężczyzną, na temat odpowiedzialnego przekazywania życia potomstwu czy na temat odpowiedzialności człowieka za własne zachowania seksualne. „Edukatorzy” seksualni w ogóle nie wspominają dzieciom i młodzieży o tym, że - w przeciwieństwie do zwierząt – człowiek może świadomie kierować swoimi zachowaniami seksualnymi i że niektórymi zachowaniami można tak drastycznie kogoś skrzywdzić, że zachowań tych zabraniają nie tylko normy moralne, ale także kodeks karny.
Dobrze, że coraz więcej rodziców zdaje sobie sprawę z tego, że „edukatorzy” seksualni prowadzą działalność przestępczą nie tylko dlatego, że w tak ważnej sprawie oszukują wychowanków, ale również dlatego, że łamią konstytucyjne prawo rodziców do decydowania o wychowaniu swoich dzieci oraz z tego powodu, że prowadzą działalność na szkodę państwa. Promują bowiem takie postawy wśród dzieci i młodzieży, które w kilku krajach realizowane są już od wielu lat i które doprowadziły tam do największego w Europie odsetka nastolatków zarażonych chorobami wenerycznymi, a także do największego na naszym kontynencie odsetka dziewcząt w ciąży i aborcji u nastolatek. 
Według dziennika „The Telegraph” w latach 2009-2012 dzieci w Wielkiej Brytania dopuściły się 5028 przestępstw na tle seksualnym. Z badań University of East London wynika, że 97 proc. brytyjskich chłopców i 80 proc. dziewcząt oglądała pornografię. Wśród starszych nastolatków 20 proc. przyznało się do bycia uzależnionym od pornografii. 25 proc. chłopców i 8 proc. dziewcząt bezskutecznie próbowało zerwać z nawykiem oglądania pornografii. Uczestnikami badania było 177 osób w wieku od 16 do 20 lat.
Nie wystarczy samo demaskowanie tych ludzi, którzy dla celów ideologicznych czy dla zysku w nachalny sposób demoralizują dzieci i młodzież. W żadnej dziedzinie życia, a tym bardziej w dziedzinie wychowania, do pokonania zła nie wystarczy najbardziej nawet stanowcze sprzeciwianie się złu. Potrzebne jest czynie tego, co dobre. A dobrem największym w odniesieniu do dzieci i młodzieży, jest pomaganie im w odkryciu tego, że nie są zwierzętami i że seksualność w oderwaniu od miłości nie wystarczy nikomu do osiągnięcia trwałej radości. Takiego odkrycia dokonują wychowankowie na tyle, na ile doświadczają miłości od rodziców i na ile dorośli uczą ich dojrzałej miłości, w której osoba jest nieskończenie ważniejsza od chwilowej przyjemności seksualnej. Gdy dzieci doświadczają miłości od swoich bliskich i gdy odkrywają radość z okazywania miłości innym ludziom, wtedy nie szukają miłości tam, gdzie jej nie znajdą, czyli w toksycznych więziach czy w zaburzonych zachowaniach seksualnych.
Marek Dziewiecki
-----------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz