sobota, 30 listopada 2013

Namaszczony mimo woli. Szpital pozwany za naruszenie swobody sumienia

Sala pooperacyjna
90 tys. zł domaga się od szpitala klinicznego pacjent, który wbrew jego woli, podczas gdy był w śpiączce, otrzymał sakrament namaszczenia chorych
66-letni szczecinianin nie chce rozmawiać z mediami. Boi się rozgłosu. Adwokat Krzysztof Gurbin, który pisał mu skargę kasacyjną, prosi o przekazanie mu pytań mailem, a następnie odsyła odpowiedzi klienta.

Pacjent pisze, że w listopadzie 2008 r. przeszedł zawał serca i wtedy pierwszy raz trafił do szczecińskiego szpitala klinicznego nr 2 na Pomorzanach. Okazało się, że musi przejść operację na kardiochirurgii. Na planowany zabieg poszedł w styczniu 2009 r. "Po operacji przez 1,5 miesiąca leżałem w śpiączce farmakologicznej. Ze szpitala wyszedłem dopiero 1 kwietnia 2009 r. O namaszczeniu dowiedziałem się później, przeglądając dokumentację medyczną, w której znajdował się dokument wystawiony przez księdza" - twierdzi pacjent.
66-latek deklaruje się jako niewierzący, a swój stosunek do Kościoła określa jako negatywny. Dlatego uważa, że udzielenie mu wbrew jego woli katolickiego sakramentu było naruszeniem jego dóbr osobistych. Pisze: "Poczułem się tym bardzo dotknięty, godziło to też w mój światopogląd".

SN uznał naruszenie dóbr osobistych

Pacjent pozwał szpital do sądu. Domaga się 90 tys. zł za naruszenie wolności sumienia. W styczniu 2012 r. Sąd Okręgowy w Szczecinie oddalił jego powództwo. Uznał, że pacjent po przyjęciu do szpitala nie zgłaszał, iż nie chce, by udzielać mu sakramentów według obrządku Kościoła katolickiego. Działanie kapłana było zgodne z prawem kanonicznym, które nakazuje udzielić sakramentu w razie wątpliwości, gdy chory jest nieprzytomny i nie może wyrazić swojej woli, kiedy zagrożone jest jego życie.

Sąd apelacyjny, do którego odwołał się pacjent, podtrzymał wyrok sądu okręgowego.

Jednak po skardze kasacyjnej 20 września tego roku Sąd Najwyższy uchylił szczeciński wyrok i nakazał ponownie rozpatrzyć sprawę (to orzeczenie nagłośniła przed dwoma dniami "Rzeczpospolita"). Powód? SN uznał ten przypadek za naruszenie dóbr osobistych.

- Akta już do nas wróciły po kasacji - powiedział w piątek "Gazecie" sędzia Janusz Jaromin, rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. - Sprawa będzie rozpoznana 9 stycznia. Jesteśmy związani poglądem prawnym zawartym w wyroku wyższej instancji. Teraz sąd apelacyjny będzie musiał ustalić, czy i w jakiej wysokości należałoby się zadośćuczynienie.

Potrzebne są nowe procedury

Dr Maciej Romanowski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa SPSK2 na Pomorzanach, mówi, że muszą zapoznać się dokładnie z tą sprawą [zdarzenie miało miejsce przed zmianą dyrekcji - red.]. Wyjaśnia, że zatrudniają kapelana na etacie [od czasu sprawy była także zmiana kapelana], bo chorzy często proszą o możliwość skorzystania z jego posługi lub z nabożeństwa.

- Ta sprawa pokazuje, że musimy wprowadzić procedury dla kapelana - mówi.

Ks. Sławomir Zyga, rzecznik kurii szczecińsko-kamieńskiej, stwierdził, że po tej sprawie było spotkanie ze wszystkimi księżmi dziekanami: - Zostali uwrażliwieni, by księża udzielali sakramentu namaszczenia chorych na prośbę zainteresowanego lub najbliższej rodziny - mówi ks. Zyga.

Wyjaśnia, że gdy osoba jest nieprzytomna, a zagrożone jest jej życie, tego sakramentu udziela się i tak warunkowo. To znaczy, że jest ważny, gdyby ta osoba będąc przytomna wyraziła żal za grzechy, skruchę oraz wolę przyjęcia tego sakramentu.

Z orzeczenia Sądu Najwyższego zadowolony jest mecenas Krzysztof Gurbin: - To sprawiedliwy wyrok. Bo to nie była błahostka. Mój klient nie chciał być poddany katolickim rytuałom podobnie jak pewnie katolik nie chciałby być poddany rytuałom innych religii.
-------------------------------------------
Źródło:  http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15050083,Namaszczony_mimo_woli__Szpital_pozwany_za_naruszenie.html?lokale=radom#BoxWiadTxt
-------------------------------------------
http://crixus.pl

Bp Zawitkowski: Wierzący słuchają, bezbożni podsłuchują i przeklinają Radio Maryja

Bp Józef Zawitkowski
Biskup pomocniczy diecezji łowickiej Józef Zawitkowski powiedział w Toruniu, że "wierzący słuchają i modlą się z Radiem Maryja, a bezbożni podsłuchują i przeklinają". Duchowny uczestniczył w uroczystej mszy świętej z okazji 22. rocznicy rozgłośni.
- Ale tak już musi być do końca świata. Jedni będą przeklinać, inni będą błogosławić. A Bóg do człowieka mówi w ciszy. Hałaśliwych Bóg nie przekrzykuje. Posłuchajmy więc w tym kościele ciszy, abyśmy mogli usłyszeć słowa Boga - mówił w homilii bp Zawitkowski.

Biskup w swoich rozważaniach apelował też: "Obudź się, Polsko! (...) Dalej tak żyć nie możemy! Nie wystarczy rekonstrukcja rządu, trzeba nam zmienić myślenie i poszerzyć serca".
"Nie nawracają się"

Mówił też z ironią, że bezbożnym żyje się lepiej. - Nie modlą się. Nie nawracają się, bo nie mają grzechu. Nie kłamią, ani w radiu, ani w telewizji. Nie kradną, czasem, tylko defraudują, ale afera nigdy się nie wyda, bo bezbożnych wspomagają bezbożni. Pani ministra obroni pana ministra. Stąd w człowieku wierzącym może zrodzić się bunt, przecież tobie Boże zaufałem - dodał.

Uroczystej mszy świętej przewodniczył ordynariusz biskup toruński Andrzej Suski, a w koncelebrze uczestniczyli wraz z nim przewodniczący Rady Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu, metropolita częstochowski abp Wacław Depo i 12 biskupów.

- Gromadzimy się dzisiaj w Toruniu na radosnym świętowaniu 22. rocznicy powstania Radia Maryja. Radość to znamienny klimat naszych spotkań rocznicowych. Cieszymy się z tego, że jesteśmy razem w wielkiej Rodzinie Radia Maryja (...) Jakże nie dziękować za rosnącą liczbę słuchaczy Radia Maryja i widzów Telewizji Trwam, i za szerokie wsparcie społeczne dla tej telewizji w jej słusznych dążeniach do miejsca na multipleksie - powiedział bp Suski.

10 tysięcy osób

Uczestnicy rocznicowych uroczystości tradycyjnie wystosowali list do Ojca Świętego. - Z potrzeby serca przybywamy tu w kolejnych latach dziękując Maryi za wielki dar, jakim zostaliśmy obdarowani otrzymując Radio Maryja, wspaniałe narzędzie ewangelizacji oraz rozwijające się w klimacie przez nie stworzonym: Telewizję Trwam i Nasz Dziennik. To dzięki tym środkom społecznego komunikowania mogliśmy w Roku Wiary bezpośrednio uczestniczyć we wspólnocie Kościoła powszechnego we wszystkich ważnych wydarzeniach tego czasu - napisano w liście do papieża Franciszka.

Zapewniono też "o stałej modlitwie całej Rodziny Radia Maryja w intencjach Piotra naszych czasów".

W rocznicowej uroczystości wzięło udział ok. 10 tysięcy osób. Obecnych było kilkudziesięciu posłów, senatorów i europosłów PiS m.in. Mariusz Błaszczak i Joachim Brudziński, a także liderzy Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro i Beata Kempa.

Radio Maryja rozpoczęło nadawanie programów 8 grudnia 1991 r. w święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Początkowo audycje mogli słuchać tylko mieszkańcy Torunia i Bydgoszczy oraz okolicznych miejscowości. Później rozszerzył się zasięg rozgłośni o kolejne regiony Polski, a także inne kraje.
------------------------------------------------------
Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15053269,Bp_Zawitkowski__Wierzacy_sluchaja__bezbozni_podsluchuja.html?lokale=radom#BoxWiadTxt
------------------------------------------------------
http://crixus.pl

Kędzierski: Kościoły bez agitacji wyborczej?

Wprowadzenie zakazu agitacji wyborczej w kościołach wyeliminuje możliwość odbywania spotkań przedwyborczych nie tylko w samej świątyni - pisze Jacek Kędzierski
Sejm rozpatruje projekt zmiany Kodeksu wyborczego, której celem jest rzekomo „uwolnienie" kościołów i związków religijnych od agitacji wyborczej. Art. 108  Kodeksu wyborczego zabrania prowadzenia agitacji wyborczej m.in. na terenie urzędów administracji rządowej i samorządowej, sądów, jednostek wojskowych, a także zakładów pracy, jeśli w swym sposobie i formie zakłóca ona normalne funkcjonowanie tych zakładów. Jest tam również zakaz prowadzenia agitacji na terenie szkół wobec dzieci. SLD chce zakres tego przepisu rozszerzyć przez wprowadzenie zakazu agitacji "na terenie kościołów i miejscach kultu religijnego innych związków wyznaniowych". Za złamanie zakazu prowadzenia tam agitacji groziłaby grzywna.
--------------------------------------------
Źródło: http://prawo.rp.pl/artykul/757643,1068571-Kedzierski--Koscioly-bez-agitacji-wyborczej-.html
-------------------------------------------
http://crixus.pl

Wolność sumienia: Namaszczenie umierającego muzułmanina bez jego zgody

90 tys. zł chce ateista za udzielenie namaszczenia bez jego zgody.
Precedensowy wyrok 
w sprawie wolności sumienia. 
Poszło o namaszczenie umierającego.
Sąd Najwyższy orzekł, że namaszczenie w klinice nieprzytomnego chorego Jerzego R. bez jego zgody narusza swobodę sumienia. Sprawa wróci do sądu apelacyjnego. Ten zdecyduje, czy szpital zapłaci odszkodowanie.
Uważający się za poszkodowanego żąda od szpitala klinicznego w Szczecinie 90 tys. zł zadośćuczynienia za to, że gdy był w śpiączce farmakologicznej, szpitalny kapelan katolicki udzielił mu sakramentu namaszczenia chorych, nie sprawdzając, czy jest chrześcijaninem.
Czy można karać szpital za taki gest? – Znam ten przypadek, sakramentu udzielono na prośbę pielęgniarek, które informowały kapelana o zagrożeniu życia – mówi „Rz" ks. prof. Stanisław Warzeszak, krajowy duszpasterz służby zdrowia. 
– Generalnie uczymy naszych kapelanów, by przestrzegali zasad wolności sumienia – dodaje. – W szpitalu często jednak decyzje trzeba podejmować szybko i nie ma czasu na kontakt z rodziną. O udzieleniu sakramentu decyduje kapelan.
90 tys. zł chce ateista za udzielenie namaszczenia bez jego zgody.
– Rodzina nie ma tu nic do rzeczy – wskazuje Jolanta Budzowska, adwokatka zajmująca się sprawami medycznymi. – Może decydować w sytuacjach nadzwyczajnych o leczeniu, ale nie w kwestiach światopoglądowych. Uważam, że bez zgody pacjenta szpital nie powinien pozwalać na tego rodzaju czynności religijne, ale w razie pomyłki zadośćuczynienie powinno być symboliczne – dodaje. Przeciwnego zdania były sądy niższych instancji, które oddaliły pozew jako bezzasadny.
– Gdyby namaszczenia dokonano muzułmaninowi, odradzałabym mu jakiekolwiek roszczenia. Ten ksiądz działał przecież w dobrej wierze, dla wsparcia duchowego – mówi Musa Czachorowski, rzecznik Muftiego Rzeczypospolitej Polskiej. – Trudno też odeprzeć podejrzenie, że za pozwem kryje się chęć zyskania pieniędzy. A żaden uszczerbek, ani fizyczny, ani duchowy, nie nastąpił.
Większość prawników jest podobnego zdania, ale jednomyślności nie ma. Najlepszym tego dowodem jest wyrok SN.
Do sądów coraz częściej trafiają żądania bezwzględnego odseparowania osób niewierzących od wszelkich wpływów i praktyk religijnych, a nawet symboli. Głośny przykład to pozew posłów Twojego Ruchu domagających się usunięcia krzyża z sali obrad Sejmu. Ma on godzić w ich wolność religijną.
-----------------------------------------
Źródło: http://prawo.rp.pl/artykul/757713,1068343-Wolnosc-sumienia--Namaszczenie-umierajacego-muzulmanina-bez-jego-zgody.html
------------------------------------------
http://crixus.pl

piątek, 29 listopada 2013

Środa nienawidzi kobiecości. Zabawki według niej dzielą się na rozwijające i dla dziewczynek


Świat Magdaleny Środy jest odmienny od świata zwyczajnych ludzi. U niej chłopcy chodzą w sukienkach, św. Paweł miesza się jej ze św. Pawłem a zabawki dzielą się na rozwijające i dla dziewczynek.
Nie uwierzyłbym, że można opowiadać takie bzdury, gdybym ich nie przeczytał. A jednak można. Magdalena Środa w rozmowie z Moniką Olejnik przekonywała, że nie ma nic złego w tym, że chłopców w przedszkolu uczyło się, że mogą chodzić w sukienkach. - No, a dlaczego nie może chodzić w sukienkach, chłopcy zresztą często ubierają sukienki, nie wiem dlaczego to by miało być jakieś upokarzające – oznajmiła. Nie wiem, jakich chłopców (poza jednym posłem z Ruchu Palikota i jednym byłym senatorem z PO) w sukienkach zna Magdalena Środa, ale ja tam takich nie znam, i wiem, że dla większości małych chłopców to jedno z gorszych upokorzeń.
Ale na tym nie kończą się „przemyślenia” filozof. Jej zdaniem zabawki dzielą się na rozwijające i dla dziewczynek. - Jest taki podział stereotypowy, z jednej strony są tak zwane niebieskie zabawki, tam są zabawki rozwijające, zabawki, które pozwalają uczestniczyć i konkurować w naszym społeczeństwie, a z drugiej strony są zabawki, które stępiają rozwój i są nastawiane przede wszystkim na troskę i głównie na sprzątanie – oznajmia Środa. A mnie aż trudno nie zadać pytania o to, co złego widzi etyk w rozwijaniu troski? Empatia, troska o innych to fundamenty, na których buduje się społeczeństwo, cywilizację. Bez nich jest tylko wojna wszystkich ze wszystkich. Taki świat szykują nam marksiści-genderyści.
Gender w przedszkolu też nie jest niebezpieczny, bo o wiele większe zagrożenie stanowią w nim... katecheci. - Ja uważam, że bardziej szkodliwa w przedszkolach, przepraszam, że to powiem jest religia w wydaniu osób, które są nieprzygotowane do nauczania małych dzieci, bo znam rozpacz i rodziców i dzieci, kiedy dziecko przychodzi z przedszkola kompletnie przestraszone straszliwymi opowieściami o szatanie albo o cierpieniach – podkreśliła profesor.
Środa jest także tak bardzo zachwycona Jezusem Chrystusem (o którym nie wie, czy istnieje czy nie, ale jest świetną ideą), że aż przypisała Mu poglądy św. Pawła. Może na wydziale filozofii tego nie uczą, ale w sumie to obciach, że profesor pokazuje aż takie braki. - Ja akurat postać Jezusa Chrystusa wyjątkowo lubię i sobie cenię. I mnie nie interesuje czy on istniał, czy nie istniał, a bardziej, że był bardzo ważną ideą dla naszej cywilizacji. I gdyby tę ideę, że tak powiem, rozebrać to by się okazało, że jego najbardziej popularne hasło, popularna teza by brzmiała, że wszyscy jesteśmy równi, nie masz Żyda, nie masz Greka, nie masz Rzymianina, nie masz kobiety, nie masz mężczyzny, otóż ta idea równości, która pochodzi od chrześcijaństwa, niewątpliwie jest tym czynnikiem, który jest jakby motorem sprawczym naszej cywilizacji, ona staje się coraz bardziej równa – przekonywała.
TPT/RadioZet.pl

--------------------------------------
Źródło: http://www.fronda.pl/a/sroda-nienawidzi-kobiecosci-zabawki-wedlug-niej-dziela-sie-na-rozwijajace-i-dla-dziewczynek,32337.html
--------------------------------------
http://crixus.pl

Kościół Austrii zmierza do samozagłady


Nowy przewodniczący Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich Austrii, opat Christian Haidinger, popiera kapłaństwo kobiet i uważa naukę Kościoła o małżeństwie za katastrofę.
Opat klasztoru benedyktynów w Altenburgu udzielił wywiadu austriackiemu dziennikowi Die Presse.
„Mam wielką nadzieję i jestem przekonany, że dojdzie do wyświęcania kobiet, nawet, jeżeli sam nie mam na to wpływu” – powiedział dziennikowi o kapłaństwie kobiet.
Przewodniczący Konferencji uważa też, że należy znieść celibat. „Żyję od 50 lat w celibacie w klasztorze i przepracowałem już trochę kryzysów... jednak nie można już dłużej uważać, że kapłanem może zostać tylko mężczyzna żyjący w celibacie. Popieram szczere i otwarte rozwiązania w Kościele i nie mogę sobie wyobrazić, by nie zniesiono w końcu celibatu” – stwierdził.
Opat ujawnił też nieortodoksyjne poglądy na temat nierozerwalności małżeństwa. Taka nauka jest jego zdaniem „katastrofą”. Jego zdaniem „to, jak obchodzimy się się z osobami, które się rozwiodły i weszły w nowy związek małżeński, jest taką małą katastrofą”. Opat ma nadzieję, że także w tej materii dojdzie do reform.
W Austrii obecnie 63,2 proc. ludności to katolicy. W roku 1951 odsetek ten wynosił 89 proc. Z roku na rok spada także liczba praktykujących katolików. W 2012 roku jedynie 8 proc. ludności uczęszczało co niedzielę na Mszę. Przy takich pasterzach jak opat Christian Haidinger ta tendencja nie może dziwić.
Pac/katholisches.info
-----------------------------------------
Źródło:http://www.fronda.pl/a/kosciol-austrii-zmierza-do-samozaglady,32324.html
------------------------------
Visiit: http://crixus.pl

Przestroga przed andrzejkowym wróżbiarstwem



Nie wszystko może służyć do zabawy! Przecież zagadnienia przyszłości i ludzkich losów są w Bożych rękach. Tymczasem wróżbiarstwo jest detronizacją Boga. Dlatego warto pomyśleć przed andrzejkową zabawą!

Zbliża się wieczór zabawy andrzejkowej. Czym ona jest? Sprawa jest złożona. Nasza kultura niewątpliwie kulturowo oswoiła i zaakceptowała w jakiś sposób akceptowała pewne rodzaje wróżbiarstwa. Niemniej nigdy też nie było na to pełnej zgody, jeżeli chodzi o Kościół katolicki. Takiej zgody być nie mogło, ponieważ wróżbiarstwo stanowi grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu. Wskazywali na to zwłaszcza Ojcowie Kościoła borykający się z problematyką wróżbiarstwa pogańskiego. Starożytni Rzymianie, właśnie ci mordujący chrześcijan, ciągle chodzili do wróżbitów, chętnie odczytywali różnego rodzaju „znaki”. Niektórzy nie potrafili się ruszyć z domu bez zaciągnięcia opinii u wróżbity. Krytyce tego wiele miejsca poświęca św. Augustyn w  dziele „O państwie Bożym”, gdzie głupotę wróżbiarstwa ukazuje on jako jedną z przyczyn upadku Starożytnego Rzymu.
Tradycja szlachecka
W Polsce, niestety wróżył nie tylko lud. Wróżby, co prawda nie andrzejkowe, lecz sylwestrowe są elementem fabuły opery Stanisława Moniuszki „Straszny Dwór”. A „Straszny Dwór” to jeden z symboli polskości. Przyjrzyjmy się jaki jest kontekst tych wróżb. Jadwiga – piękna panna na wydaniu, córka Miecznika, który w tej operze jest symbolem wierności polskiej tradycji, jak czytamy w libretto, śpiewa „wesoło wstając od krosien” przy których pracowała, oczekując na wizytę dwóch kawalerów, którzy po powrocie z wojny postanowili odwiedzić dwór Miecznika.

 „Dosyć tej pracy,
nim wszyscy pobieżą,
Zastawiać stoły dla ojcowskich gości,
Poświęćmy chwilkę jeszcze przed wieczerzą,
Na jedną z naszych najważniejszych trosk.”


Tą najważniejszą ich zaś troską było szybkie i szczęśliwe zamążpójście. Dziewczęta chcą się prędko dowiedzieć jaka będzie ich przyszłość: 

„Uchylmy wróżbą zasłonę przyszłości,
Żwawo dziewczęta, przynieście tu wosk!”


Jak instruuje libretto: Podczas śpiewu Jadwigi starsze niewiasty odstawiają krosna i chowają robotę. Dziewczęta wynoszą kołowrotki, po czym przynoszą wosk, tygielek i rozniecają większy ogień w kominie. Starsze niewiasty przypatrują się z uśmiechem tym przygotowaniom, bo niektóre wróżby pomagają młodym.” Nawiasem mówiąc, jest to naprawdę przedziwne jak w operę zaplanowana jako instruktarz dla pokoleń co do wzorów polskości, wmontowano wróżbiarstwo, które jest obce katolicyzmowi.
Jednak w dalszej części libretta znajdują się słowa tłumaczące i niejako ratujące sytuację. Jadwiga, choć proponowała wróżby ma świadomość że jej postawa nie jest doskonała. Przyjrzyjmy się tym słowom:

„Czemuż we mnie także trwoga
Przed wróżbami tkwi,
Wiem że przyszłość w ręku Boga,
Jednak serce drży!
Może grzech, kto prawo rości.
Czytać z tajnych kart?
Lecz niewinnej ciekawości Bóg przebaczy żart.”


Czyli Jadwiga ma świadomość, że jej żart potrzebuje bożego przebaczenia. Jej „trwoga” wynika z grzesznej sytuacji „Może grzech, kto prawo rości. Czytać z tajnych kart?”. Jadwiga wychowana w katolicyzmie wie dobrze, że jest grzechem „roszczenie sobie prawa” do odczytywania przyszłości.
To, o czym jest mowa w Strasznym dworze, nie jest jeszcze takie groźne skoro polega na naszej wyobraźni. Jeżeli mowa jest o wyobraźni, chociaż może pada słowo „wróżba” może być jeszcze całkiem niewinne. Lanie wosku na wodę nie koniecznie musi być wróżbiarstwem. Może być po prostu zabawą formalną, podobnie jak rozmazywanie farby pomiędzy kawałkami papieru z którego powstaje symetryczna niejednoznaczna forma podobna do motylka. Odgadywanie co może oznaczać taki kształt jest ciekawą zabawą odsłaniająca nasze myśli i pragnienia. Wykorzystują to także współczesne metody psychologiczne. Tam gdzie jest tylko i jednoznacznie ludzka wyobraźnia, tam nie ma mowy o magii. Zresztą Damazy, który jest ubogim szlachcicem zabiegającym o serce jednej z dziewcząt, próbuje odwodzić ją od wróżb, czyniąc wyznanie miłości: 
Na co wróżby? słówko jedno,
A upadnę do twych stóp.

Hanna, odpowiada mu:

Nim uwieńczę twe nadzieje,
Niech pan pilnie okiem szuka.
Jeśli z wosku się uleje
Pański fraczek i peruka,
Wtedy miłość twą ocenię.
Z ciężkim losem zgodzę się
.
Te słowa jednak nie są traktowane bardzo poważnie, jest to raczej jakaś zabawa salonowa, a nie prawdziwe wróżbiarstwo. Chyba więc tego naszego polskiego lania wosku nie ma się co bać. Lecz może także to należy odrzucić? Może Moniuszko wskazuje też na pewną głupotę i pustotę ginącego świata tradycyjnej szlachty polskiej, która wpadała we wróżbiarstwo?
Współczesnej niebezpieczeństwa.
Zabawy andrzejkowe, są coraz niebezpieczniejsze przez fakt iż stanowią one otwarcie drzwi na sprawy bardzo niedobre. To co czeka nas na przykład na stronie iwoman.pl, brzmi groźnie. „Ciekawe przepowiednie Andrzejkowe, Sprawdź swoje poprzednie wcielenie, Kolorystyczny wachlarz Twojej osobowości, Sprawdź czy pasujecie do siebie, Sprawdź w kim możesz szukać bratniej duszy, Sprawdź jaki żywioł w Tobie drzemie, Poznaj kierunki swojego losu, Sprawdź czy masz powodzenie w miłości, Sprawdź swoją przyszłość – Tarot” Otwierające się przed nami możliwości to istne pomieszanie z poplątaniem. „Kolorystyczny wachlarz Twojej osobowości” to jakaś pseudopsychologia dla naiwnych,  „Sprawdź czy pasujecie do siebie” to pewnie jakieś pomieszanie pseudowróżbarstwa z pseudopsychologią, stosowanie się do głupich diagnoz może np. rozbić dobre relacje. Natomiast „poznawanie kierunków swojego losu” to już poważniejsza sprawa, a propozycja „Sprawdź swoją przyszłość – Tarot” to już coś bardzo groźnego.
Nie istnieje coś takie jak „los”
Przywykliśmy do słowa „los”. Nieraz używamy go w westchnieniach „taki los”, „trzeba się pogodzić z losem”, „nie wiadomo jaki los nas czeka”. Używamy tego nieświadomie. Tymczasem słowo „los” jest odpowiednikiem łacińskiego fatum. W mitologii rzymskiej „fatum” było personifikacją „przeznaczenia”. Pomijając różnice leksykalne, chodzi tutaj o jedno. Czy nasza przyszłość może być przez cokolwiek z góry określona. Żydowska i Chrześcijańska odpowiedź na to pytanie brzmi zawsze „nie”, nie ma czegoś takiego jak nasza z góry zdefiniowana przyszłość. Zatem nie istnieje ta podstawa, podstawowy sens wróżbiarstwa jakim jest odgadywanie przyszłości.
Nie istnieje coś takiego jak „przeznaczenie”
Nieistnienie „przeznaczenia” jest konsekwencją tego, że Bóg dał człowiekowi wolną wolę. Bóg, który stworzył człowieka jako wolnego, nie układa żadnych sztywnych scenariuszy naszych działań. Bóg nie jest reżyserem spektaklu teatru lalek, który dobrze wie co się stanie, a jedynie trzyma w ręku scenariusz, a pilnuje jego wypełniania. Wróżący nie może zaglądać do tego scenariusza, ponieważ po prostu tego scenariusza nie ma.

Tarot
Tarot jest niestety coraz popularniejszy. Tymczasem Tarot nie jest zabawą, ale utwierdzoną przez kulturę metodą wróżbiarską. Przez tarota na serio można się skontaktować z szatanem, co potwierdza praktyka wielu egzocystów. Jest wiele dramatycznych skutków Tarota, samobójstwa, próby samobójcze,myśli samobójcze,okaleczenia,koszmarne wizje). Może już lepiej już być ateistą,twardo stać na ziemi,niż robić sobie taki zamęt duchowy. Każda z instrukcji tarota przestrzega, że Tarot jest niebezpieczny, niemniej niemal każdemu wróżącemu zdaje się iż da on sobie z tym radę.
Horoskopy
Najwięcej form wróżbiarstwa opiera się na wierze we wpływ gwiazd. Jest to ewidentna bzdura, nawet jeżeli chodzi o współczesną wiedzę na temat astrologii. Mamy zupełnie inną liczbę planet, niż uważali starożytni. Ponadto Sięganie po horoskopy, korzystanie z nich nawet dla zabawy jest niebezpieczne, ponieważ wprowadza pogański sposób myślenia. To przecież pogaństwo oparte jest na lęku przed „przeznaczeniem”. Nawet Bóg Starego Testamentu nie stosuje wobec ludzi logiki przeznaczenia nie mówi „coś ciebie czeka, bo takie masz przeznaczenie, tak w gwiazdach zapisano”. Nawet jeżeli coś przepowiada, zaplanowaną przez siebie karę, potrafi cofnąć mroczną obietnicę z powodu Miłosierdzia. W horoskopach nie ma miejsce na naukę Miłosierdzia. To ciebie ma czekać i koniec, bo tak w gazecie napisali. Dla tego sięganie po horoskopy jest zakazane przez Katechizm, bezwarunkowo, nie czytamy tam o obostrzeniach, że np. dla zabawy wolno. W grzech nie wolno się bawić, to nie jest zabawne.
Katechizm Kościoła Katolickiego
Zatem, na spokojnie, przypomnijmy te podstawy jakie mamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Przeczytajmy uważnie, co na ten temat pisze  KKK w wersji z 1992 roku, wraz z najnowszymi poprawkami z roku 1998. Jest to publikacja dostępna w internecie na stroniehttp://www.katechizm.opoka.org.pl/ . Posiada on dział poświęcony przykazaniom, rozpoczynający się oczywiście od przykazania pierwszego. Czytamy tam między innymi: „2116 Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem - połączonym z miłującą bojaźnią - które należą się jedynie Bogu.” a w następnym paragrafie: „2117 Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka.
Bezpieczeństwo
Są to wszystko podstawy chrześcijańskiej czujności. Gotowości na walkę duchową w opieraniu się propozycjom, których nie wolno na zaakceptować. Bawmy się więc, ale w mądry sposób, aby we właściwym momencie powiedzieć „nie'.
Maria Patynowska 
-------------------------
Źródło: http://www.fronda.pl/a/przestroga-przed-andrzejkowym-wrozbiarstwem,32338.html
-------------------------
Visit us: http://crixus.pl 

Dłuższe śledztwo w sprawie krzyży w komendzie policji

Prokuratura Rejonowa w Kozienicach przedłużyła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez komendanta miejskiego policji w Radomiu Karola Szwalbego, a "policjanci KMP i jednostek podległych" napisali kolejny list do komendanta wojewódzkiego policji


Prokuratura we wrześniu wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez komendanta miejskiego policji w Radomiu. Miało ono polegać na wydaniu służbowego polecenia usunięcia krzyża w budynkach komendy miejskiej i podległych komisariatach oraz nakłanianiu podległych mu funkcjonariuszy policji do nieuczestniczenia w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Prokuratura bada, czy te działania mogły naruszyć prawa policjantów do uczuć religijnych i czy tym samym komendant działał na szkodę interesu publicznego i prywatnego. Jak pisaliśmy, doniesienie złożył Ryszard Nowak, przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą, po tym jak media poinformowały o liście do komendanta wojewódzkiego i biskupa podpisanym "policjanci KMP i jednostek podległych". Napisano w nim, że powołany kilka tygodni wcześniej komendant Karol Szwalbe nakazał zdjąć krzyże w komendzie i komisariatach i zakazał policjantom udziału w pielgrzymce na Jasną Górę. Szwalbe mówił "Gazecie", że zdjął krzyż w swoim gabinecie, sekretariacie i sali narad, bo uważa, że komenda to miejsce publiczne i wisieć powinno w nim tylko godło państwowe. Zaprzeczył, aby zakazał pójścia na pielgrzymkę, zgodził się nawet zaakceptować urlopy, które nie były planowane. Mówił nam też, że poszedł z przedstawicielem związków zawodowych do komendanta wojewódzkiego, by pomóc zorganizować powrót policjantów z Częstochowy do Radomia policyjnym autokarem.

Śledztwo miało zakończyć się 29 listopada.
- Ale jest kontynuowane, przedłużyliśmy je do 29 grudnia - mówi Bogusława Pereta, szefowa Prokuratury Rejonowej w Kozienicach. - W tym czasie przesłuchiwane będą osoby, które mogą mieć wiedzę o sprawie.

Tymczasem "policjanci KMP i jednostek podległych" napisali kolejny list do komendanta wojewódzkiego policji Cezarego Popławskiego. Ponownie proszą w nim o odwołanie Szwalbego. Argumentują, że Szwalbe usuwa ze stanowisk policjantów powołanych przez swojego poprzednika, a na ich miejsce mianuje swoich protegowanych. I grożą: "w przeciwnym wypadku, będziemy jako dobrzy fachowcy zmuszeni do odejścia za służby, a nawet jak mówią nieliczni podejmować drastyczne i desperackie kroki z odebraniem sobie życia".

---------------------------------------------------
Źródło: http://radom.gazeta.pl/radom/1,35219,15046663,Dluzsze_sledztwo_w_sprawie_krzyzy_w_komendzie_policji.html#TRLokRadoTxt
-------------------------------------------------
Visit us: http://crixus.pl

Zakon krzyżacki chce odzyskać swoje dawne majątki


Zakon krzyżacki rozpoczął batalię, tym razem prawną o odzyskanie swoich dawnych włości w paśmie górskim Jesioniki.
Chodzi m.in. o słynny kurort Karlova Studanka oraz zamki m.in. Bouzov i Sovinec. I okazuje się, że wcale nie są na straconej pozycji, bowiem ich majątek skonfiskowali hitlerowcy.

Tak, tak... Historia rycerzy Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (który swój początek miał podczas wypraw krzyżowych u schyłku XII w.), nazywanych u nas potocznie Krzyżakami, wcale nie skończyła się na bitwie pod Grunwaldem w 1410 r.
------------------------------------------------------
Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15041228,Zakon_krzyzacki_chce_odzyskac_swoje_dawne_majatki.html?lokale=radom#BoxWiadTxt
------------------------------------------------------
Visit us: http://crixus.pl

czwartek, 28 listopada 2013

Molestowanie 15-latki to nie pedofilia. Arcybiskup Głódź broni współpracownika


Rzecznik papieża Franciszka: - To sprawa polska. Arcybiskup Głódź: - My nie mówimy dziennikarzom, co robimy w Kościele


Ksiądz zadzwonił do rodziców zaraz po tym, gdy dziewczynka wybiegła z jego mieszkania: - Ola wyszła już z plebanii, ale była jakaś dziwna i pobiegła do lasu. Idźcie jej poszukać.

Nie zdążyli się ubrać, gdy córka pojawiła się w domu, czuć było od niej alkohol, wymiotowała. Matka zmusiła ją, by opowiedziała, co się stało.
- Proboszcz dał mi wódki z sokiem, a potem obłapiał - płakała Ola. Opowiadała, jak przyciągnął ją do siebie, posadził na kolanach i zaczął całować. Była w szoku, a ksiądz robił, co chciał. Kiedy wsunął rękę pod bluzkę, wyrwała się i uciekła.

Gospodyni domowa i kierowca śmieciarki z Bojana, wsi koło Gdyni, mają piątkę dzieci. Ola, najstarsza, kilka dni wcześniej skończyła 15 lat. Poszła do księdza na plebanię, bo ją zaprosił podczas piątkowej spowiedzi, mieli pogadać o jej problemach.

Koło drugiej w nocy ksiądz wysłał do Oli SMS-a: "Naskarżyłaś na mnie".

To ona

W poniedziałek rodzice Oli poszli poradzić się nauczycieli z gimnazjum. "Powinniście iść na policję" - usłyszeli. Na początku stycznia prokurator postawił Mirosławowi Bużanowi, proboszczowi z Bojana, dwa zarzuty: dokonania innej czynności seksualnej i rozpijania 15-latki. Gdyby zrobił to tydzień wcześniej, miałby sprawę o pedofilię. Na chwilę trafił do aresztu. Wpłacił 10 tysięcy złotych poręczenia, wyszedł, ale co tydzień musiał meldować się na komendzie policji.

Metropolita Gdański Sławoj Leszek Głódź wysłał proboszcza na urlop, ale po miesiącu ten wrócił i zajął się parafialną robotą - odprawiał msze, udzielał ślubów, spowiadał dorosłych i dzieci.

Budowniczy

Ks. Bużan jest już wtedy bardzo zajęty. Jako dyrektor ds. budownictwa sakralnego w archidiecezji gdańskiej buduje nową siedzibę arcybiskupowi Leszkowi Głódziowi. 7 grudnia 2009, dwa dni po tym, gdy Ola uciekła mu z kolan, bierze udział w uroczystości położenia kamienia węgielnego.

Przerobienie drewnianego pałacyku po dawnej szkole na nową siedzibę arcybiskupa pochłonęło miliony złotych. Do pałacyku na Oruni arcybiskup przeprowadził się w styczniu 2011 roku.
Trzy miesiące później Mirosław Bużan dostał awans na kanonika, prałata kapituły kolegiackiej utworzonej przy nowej rezydencji metropolity. W Kościele to prestiżowe stanowisko.

Biskupowi nie przeszkadza, że przed sądem toczy się sprawa o molestowanie 15-latki.

Mirosław Bużan skończył w tym roku 50 lat. Zanim trafił do Bojana, otworzył ośrodek kolonijny w Nadolu. W Bojanie (w wiosce mieszka 2500 osób) zbudował okazałą świątynię z przedszkolem na tyłach kościoła.

Taśmy

7 czerwca 2011 roku sędzia Grzegorz Kachel z Wejherowa uznał proboszcza za winnego molestowania seksualnego i rozpijania nieletniej. Dostał rok i cztery miesiące więzienia z zawieszeniem na cztery lata oraz zakaz pracy z dziećmi przez dwa lata.

Dopiero wtedy Leszek Głódź mianuje w Bojanie nowego proboszcza, a Bużanowi pozwala zamieszkać w Nadolu, na terenie katolickiego ośrodka kolonijnego Tyberiada.

W połowie 2012 roku ks. Bużan kładzie na biurku prokuratora z Wejherowa cztery dyktafony, na każdym nagrana jest jedna rozmowa.

Poprosił o pomoc siostrzeńca Sebastiana i jego kolegę Darka. Mieli "omotać" 17-letnią już wówczas Olę i wyciągnąć z niej prawdę. Na nagraniach nastolatka opowiada nowym kolegom, że do molestowania nie doszło, piwo wypiła przed wizytą na plebanii, a za oskarżenie księdza miał zapłacić jej rodzicom skłócony z proboszczem biznesmen.

Z dyktafonami Bużan przynosi ekspertyzę biegłego sądowego Bogdana Rozborskiego z laboratorium fonoskopii z Łodzi, który potwierdza autentyczność nagrań.


To nie Ola

Prokuratorzy wszczynają śledztwo w sprawie fałszywego oskarżenia i wysyłają nagrania do zbadania.

Ola upiera się, że nie zna Sebastiana. Prokurator zleca konfrontację. Wśród pierwszej czwórki dziewcząt jest Ola, do drugiej włączono jej siostrę, są bardzo podobne. Siostrzeniec wskazuje zupełnie inną osobę. Na okazanie doprowadzany jest ze skutymi nogami i rękoma - siedzi w areszcie w sprawie o handel narkotykami. (Dziś odbywa już karę).

Gdy śledczy mówią Darkowi, że Sebastian nie rozpoznał Oli - pęka i przyznaje, że nagrania były sfabrykowane. Wystąpiła w nich inna dziewczyna. Biegli także potwierdzają, że głos nie należy do Oli.

To sprawa polska

3 października adwokat Oli Bogusław Senyszyn skończył pisać pozew o zadośćuczynienie za poniesione krzywdy. - Moja klientka leczy się w poradni psychologicznej - tłumaczy. - Najpierw została skrzywdzona, potem oskarżona w wyniku prowokacji. W jej przypadku Kościół nie zrobił nic, aby wesprzeć i chronić ofiarę seksualnych nadużyć księdza.

Dzwonimy do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Słuchamy parę chwil radosnych dzwonków i dowiadujemy się, że kongregacja nie ma biura prasowego ani rzecznika. Radzą, żeby dzwonić do biura Federica Lombardiego, rzecznika prasowego papieża Franciszka.

Dzwonimy. Osoba, która odbiera, cierpliwie słucha, notuje nazwisko księdza Mirosława Bużana i nazwę diecezji.

- Stolica Apostolska nie ma nic do czynienia z tą sprawą - słyszymy po chwili. - Należy rozmawiać z nuncjuszem apostolskim Celestinem Migliore.

- Ale nuncjusz nie chce rozmawiać

- Widocznie nuncjusz nie chce komentować tej sprawy.

- Z kim w takim razie rozmawiać?

- To sprawa polska, więc z nuncjuszem arcybiskupem Migliore.

Nuncjusz nie ma podstaw

Z sekretarzem nuncjusza Migliorego księdzem Jerzym Trelą rozmawiamy trzy razy - pierwszy na dzień przed telefonem do Watykanu. Ksiądz mówi, że nie przypomina sobie takiej sprawy. Na pytanie, czy nuncjusz nie spotkałby się z nami w sprawie księdza Bużana, odpowiada, że nie.

Tydzień później prosimy, aby sekretarz dowiedział się, czy nuncjusz zna sprawę księdza Bużana i czy powiadomił kongregację zgodnie z obowiązującymi w Kościele przepisami.

Sekretarz broni się: - Skarga mogła pójść bezpośrednio do Watykanu.

"Ksiądz i dziewczyna" - reportaż o sprawie ks. Bużana

- Nie mówi wam całej prawdy, nawet jak dokument trafiłby do kongregacji, do nuncjatury wpłynęłaby notatka - powie nam znajomy ksiądz.

Po dwóch dniach mamy odpowiedź Celestina Migliorego.

- Według naszych informacji zarzut pedofilii nie dotyczy tego księdza, więc nie ma podstaw, by informować kongregację i wszczynać postępowanie - informuje ks. Trela.

- Przecież jest prawomocny wyrok w sprawie molestowania 15-latki.

- Według informacji, jakie posiada nuncjusz, nie ma podstaw. Porozmawiajcie z biskupem miejsca, na pewno coś zrobił.

Biskup jest odpowiedzialny

Kodeks prawa kanonicznego za pedofilię uznaje nadużycia seksualne wobec dzieci do 18. roku życia. W 2001 roku Jan Paweł II nadał pedofilii rangę ciężkiego przestępstwa i włączył do kompetencji Kongregacji Nauki Wiary, która uzyskała uprawnienia sądu. Jeśli księdzu udowodni się winę, prawie zawsze jest wydalany ze stanu kapłańskiego.

W 2011 roku, już za Benedykta XVI, kongregacja przygotowała wytyczne dla episkopatów. W dokumencie napisano, że przede wszystkim na biskupach spoczywa odpowiedzialność za przypadki pedofilii, i jeśli śledztwo potwierdzi przestępstwo, biskup ma obowiązek przekazać dokumenty do biura nuncjusza apostolskiego, który kieruje je do Kongregacji Nauki Wiary.

Ból i wstyd

Polscy biskupi, w tym Leszek Głódź, który jest jedną z ważniejszych osób w Konferencji Episkopatu Polski, ogłosili na początku października aneks do papieskich wytycznych z 2011 roku.

"Troska o ofiary nadużyć seksualnych to podstawowy akt sprawiedliwości ze strony wspólnoty Kościoła odczuwającej ból i wstyd z powodu krzywdy wyrządzonej dzieciom i młodzieży" - napisali w dokumencie biskupi.

- Dlaczego ksiądz arcybiskup nie powiadomił nuncjusza apostolskiego o przypadku Mirosława Bużana?

- To nie jest pedofilia, jego nie dotyczy ten zarzut - odpowiada zirytowany.

- Jak to? Ola miała 15 lat. Kościół klasyfikuje to jako pedofilię, a ksiądz biskup nie wszczął żadnego postępowania.

- My nie mówimy dziennikarzom, co robimy w Kościele.

- Ta sprawa powinna być przedłożona kongregacji - naciskamy.

- W Kościele jest to, co Kościół uważa, a nie wy.
-------------------------------------------
Źródło: http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127823,15031715,Molestowanie_15_latki_to_nie_pedofilia__Arcybiskup.html#BoxSlotIIMT
-------------------------------------------
Visit us: http://crixus.pl

wtorek, 26 listopada 2013

„Godło Unii Europejskiej głosi przesłanie Cudownego Medalika” - ks. prof. Waldemar Rakocy CM. Cudowny Medalik i objawienia Maryjne na Rue du Bac


W przypadku objawień Maryjnych na Rue du Bac mniej ważne jest miejsce objawień, ważniejsze jest przesłanie. Znany jest Medalik, który Matka Boża chciała, aby wszyscy nosili - ks. prof. Waldemar Rakocy CM
Fronda.pl: Św. Katarzynie Laboure Matka Boża objawiła się nay Rue du Bac w Paryżu, w 1830 roku. Było to pierwsze po około 150. letniej przerwie w objawieniach Matki Bożej. Jednak ludzie częściej pielgrzymują do miejsc późniejszych objawień:  Lourdes, Fatimy, La Sallete. Dlaczego paryskie miejsce objawień pozostaje w cieniu?
ks. prof. Waldemar Rakocy CM : Nie pozostaje w cieniu, bo bardziej popularny od Lourdes jest Cudowny Medalik. W przypadku objawień Maryjnych na Rue du Bac akcenty zostały rozłożone w taki sposób, że mniej ważne jest miejsce objawień, ważniejsze jest przesłanie. Można się zapytać co jest ważniejsze: miejsce gdzie Jezus głosił Ewangelię czy sama Ewangelia? I tutaj z tym się spotykamy, że miejsce jest mniej ważne i znane. Natomiast rozpowszechniony i znany jest Medalik, który Matka Boża chciała, aby wszyscy nosili. Jednocześnie trzeba dodać, że obecnie kaplicę na Rue du Bac  odwiedzają miliony ludzi. Nie przybywa tam jeszcze tylu pielgrzymów co w Lourdes, ale ich liczba jest porównywalna z Fatimą.   
Matka Boża kiedy prosiła siostrę Katarzynę by wybito medalik powiedziała, że „wszyscy, którzy będą go nosili, dostąpią wielkich łask, szczególniej jeśli będą go nosili na szyi.” Co symbolizuje Cudowny Medalik?
Medalik ma dwie strony. Awers mówi, że Maryja jest niepokalanie poczęta. Wyraźnie stwierdza to inwokacja: „O Maryjo bez grzechu poczęta módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”. Niepokalana jest na nim przedstawiona jako rozdawczyni łask. Trzeba jednak zaznaczyć, że promienie symbolizujące łaski nie wychodzą bezpośrednio z rąk Maryi, ale z drogocennych kamieni jakie Katarzyna ujrzała na jej palcach. Oznacza to, że Maryja nie jest źródłem łask, a jedynie ich rozdawczynią. Łaski pochodzą od Chrystusa. Pod stopami Maryi jest kula ziemska koloru brunatnego z wężem. Niepokalana jako jedyna z rodzaju ludzkiego zrealizowała pierwotny zamysł Boga wobec człowieka, zamysł raju. Wszyscy inni zgrzeszyli. Ona jako jedyna jest wolna od jakiegokolwiek grzechu. Dlatego właśnie ona miażdży głowę ojcu wszelkiego zła, szatanowi, którego symbolizuje wąż.
A rewers medalika?
Na rewers składają się trzy symbole.  Centralnym symbolem jest wieniec z dwunastu gwiazd. Gwiazda w tradycji biblijnej wskazuje na Mesjasza, chociażby gwiazda betlejemska, a w Apokalipsie Chrystus jest nazwany gwiazdą poranną. Liczebnik dwanaście wskazuje zaś na dwanaście pokoleń Izraela, a następnie na dwunastu Apostołów. Zatem w tym wieńcu utworzonym z dwunastu gwiazd mamy fuzję motywu gwiazdy, która wyobraża Chrystusa  z liczebnikiem dwanaście, który wskazuje na Kościół. Można powiedzieć, że ten wieniec dwunastu gwiazd to jedna wielka światłość jaką jest Chrystus. Światłość ta oświeca cały świat i jaśnieje w swych członkach, czyli w Kościele. Należy zwrócić tu uwagę na to, że liczebnik dwanaście nie może istnieć bez motywu gwiazdy; musi się przez coś wyrazić. Tak też lud Boży nie może istnieć bez Chrystusa. Wewnątrz Medalika mamy dwa serca: Chrystusa w koronie cierniowej i Maryi przebite sztyletem. Są one zestawione na jednej linii, co podkreśla niezwykłą godność Maryi jako Bożej Rodzicielki. To, że serce Jezusa jest w koronie cierniowej, a Maryi przebite sztyletem nawiązuje szczególnie do momentu śmierci Jezusa na krzyżu, czyli do Kalwarii. Tam Chrystus powierza swej Matce, w osobie Jana, całą odkupioną ludzkość (J 19). Jan nie potrzebował opieki ze strony Maryi, to Maryja potrzebowała opieki ze strony Jana.
Ten gest, jak wydaje się, niesie ważna symbolikę...
Wydźwięk tego gestu jest głęboko duchowy. W osobie Jana Matka Boża bierze w opiekę całą odkupioną przez Chrystusa ludzkość. Misja powierzona jej na Kalwarii staje się następnie podstawą symbolu, jaki znajduje się powyżej. Katarzyna ujrzała Najświętszą Pannę trzymającą w dłoniach złoty glob z małym krzyżem ponad nim, co symbolizuje odkupioną ludzkość. Maryja unosi glob nieco ku górze i modląc się wyprasza łaski dla ludzkości. Następnie z pierścieni na jej palcach zaczęły wypływać promienie światła (Boże łaski), które opromieniły całą kulę ziemską, wręcz ją zalały – tak że przestała być widoczna. 
Wiele lat musiało upłynąć od objawień nim świat dowiedział się o medaliku?
Świat o Medaliku dowiedział się już półtora roku po objawieniach, w czerwcu 1832 roku.

Cudowny Medalik stał się inspiracją dla twórcy flagi Unii Europejskiej Arsene’a Heitza. Kilka lat wybierano odpowiedni projekt symbolizujący UE. Wybrano ten przedstawiający dwanaście gwiazd na niebieskim tle. By było ciekawiej Rada Europy zatwierdziła go 8 grudnia 1955 r. W jaki sposób możemy interpretować to użycie symboli z medalika?
Możemy dokonać akomodacji, czyli zastosować pewien obraz do innej, nowej rzeczywistości, i odnieść to do Europy. W tym przypadku autor przejął do swojego projektu wieniec z gwiazd dwunastu, który w rzeczywistości wskazuje na Chrystusa światłość świata, a nie na zjednoczoną Europę.  Ale jednocześnie godło UE głosi przesłanie Medalika. Należy to podkreślać i uświadamiać ludziom przesłanie dwunastu gwiazd, a nie bać się tego i nie odcinać od symbolu objawionego przez Boga.
Objawienie na Rue du Bac jest jedynym, które miało miejsce w kaplicy, kolejne objawienia były poza świątyniami. Jakie znaczenie ma miejsce, w jakim Matka Boże ukazała się św. Katarzynie?
To, że Matka Boża ukazała się w kaplicy, a nie jak w innych objawieniach w grocie, na polu, w koronie drzewa itd., jak również bliskość i intymność spotkania z siostrą Katarzyną, która klęcząc u stóp Maryi mogła na jej kolanach złożyć swoje dłonie, świadczy o tym, że objawienie na Rue du Bac jest pierwszym, które inicjuje serię objawień Maryjnych. Mówiła o tym sama siostra Katarzyna. Rue du Bac jest źródłem, co widać głownie w przesłaniu Medalika, który stanowi syntezę Ewangelii. Od tamtego czasu Maryja zabiera często głos i ujmuje się za odkupionymi przez jej Syna dziećmi pouczając, napominając, zachęcając do modlitwy itd. Jako Matka nie jest obojętna wobec nas i stara się doprowadzić wszystkich do swego Syna, aby nas zbawił.
Matka Boża we Francji objawiała się jeszcze w dwóch miejscach: Lourdes i La Sallete. W jaki sposób możemy interpretować to upodobanie Matki Bożej do Francji?
Myślę, że nie jest to upodobanie do samego kraju. Być może to ranga kraju i jego oddziaływanie na inne społeczności. Gdyby objawienie miało miejsce w jakimś nieznanym zakątku świata, to na tamtym etapie przekazu informacji nie zostałoby tak nagłośnione. Następnie Matka Boża znalazła tam odpowiednich ludzi do przyjęcia objawienia. Dlaczego Niepokalana wybrała Rue du Bac? Z racji celu, jaki pozostawił swym synom i córkom św. Wincenty a Paulo, czyli troskę o najuboższych, a do tej kategorii nie należą jedynie biedni materialnie, ale nade wszystko ci, którzy oddalili się od Boga. Oni są najbiedniejsi, ponieważ utracili praktycznie wszystko. Ten cel zgromadzenia Księży Misjonarzy i Sióstr Miłosierdzia wpisuje się w misję Niepokalanej, w jakiej objawiła się s. Katarzynie, czyli jako Matka zabiegająca o zbawienie odkupionych przez jej Syna ludzi. A że to zgromadzenie wywodzi się z Francji (św. Wincenty a Paulo był Francuzem), prawdopodobnie dlatego wybrała Francję.
Rozmawiała Agata Bruchwald

Ks. prof. Waldemar Rakocy CM, misjonarz, w 1979 roku wstąpił do Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Studiował w Rzymie na Papieskim Instytucie Biblijnym i Uniwersytecie Gregoriańskim, jak również na École Biblique et Archéologique Française w Jerozolimie Od 1991 r. wykładowca w Instytucie Księży Misjonarzy w Krakowie Od 2003 r. jest kierownikiem Katedry Egzegezy Pism Apostolskich Nowego Testamentu na KUL. Dnia 22.10.2007 r. z rąk Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego otrzymał tytuł naukowy profesora. Jest autorem ok. 50 artykułów naukowych oraz ośmiu publikacji książkowych i pięciu prac zbiorowych.
----------------------------------------
----------------------------------------
Visit us:  http://crixus.pl

Watykan: Liczba nadużyć względem nieletnich radykalnie spadła



W ostatnich latach Kościół katolicki zrobił bardzo dużo dla ochrony nieletnich przed nadużyciami w instytucjach kościelnych. Pod tym względem zdaniem wielu ekspertów Kościół jest dziś jednym z najbezpieczniejszych środowisk - powiedział ks. Robert Oliver, który od roku jest promotorem sprawiedliwości w Kongregacji Nauki Wiary.
To właśnie w ręce Olivera trafia dokumentacja, jaką wszystkie diecezje są zobowiązane przysyłać do Watykanu, kiedy jakiś kapłan zostanie posądzony o nadużycia względem nieletnich. - W ostatnich latach liczba takich przypadków radykalnie się zmniejszyła. Dziś do Watykanu zgłaszanych jest średnio ok. 10 takich spraw na miesiąc, z czego większość dotyczy dalekiej przeszłości - powiedział ks. Oliver w wywiadzie dla czasopisma "National Catholic Reporter".

Zapytany o przypadek abp. Józefa Wesołowskiego watykański urzędnik odpowiedział, że nie może komentować spraw, które są w toku. Może jedynie sobie pozwolić na ogólną refleksję, a mianowicie, że każdy przypadek nadużycia jest zbrodnią, która przypomina nam, że nigdy nie jesteśmy wolni od niebezpieczeństwa i musimy być czujni.
---------------------------------------------------------------------------------

'Kościół nie może być zamknięty w plątaninie obsesji i procedur' - Franciszek w adhortacji


Papież Franciszek napisał w adhortacji apostolskiej o pilnej potrzebie reformy Kościoła i zmian w samym papiestwie. "W tej odnowie nie trzeba obawiać się rewizji zwyczajów Kościoła", nie może on być "zamknięty w plątaninie obsesji i procedur" - stwierdził.


W adhortacji "Evangelii gaudium" (radość Ewangelii), będącej podsumowaniem zeszłorocznego synodu biskupów na temat nowej ewangelizacji, Franciszek zaprezentował swoją wizję Kościoła, którą głosi od wyboru na konklawe. Położył nacisk na to, że trzeba "odzyskać oryginalną świeżość Ewangelii", znajdując "nowe drogi" i "kreatywne metody" jej głoszenia.

Zdaniem Franciszka konieczne jest "duszpasterskie i misyjne nawrócenie, które nie może zostawić rzeczy takimi, jakie są". Papież wskazał na pilną potrzebę reformy strukturalnej Kościoła, by stał się on bardziej misyjny, a także "nawrócenia papiestwa", by "było bardziej wierne znaczeniu, jakie chciał nadać mu Jezus Chrystus" i odpowiadało wyzwaniom nowej ewangelizacji.
"Lepszy Kościół zraniony i brudny niż..."

Papież wyraził opinię, że episkopaty mogą przyczynić się do realizacji postulatu większej kolegialności. Wśród priorytetów Franciszek wymienił "zdrową decentralizację" Kościoła i dodał, że w tym kontekście zmianie muszą ulec nawyki, które nie są bezpośrednio związane z Ewangelią, lecz są "zakorzenione w historii".

Kolejny postulat nowego papieża to "kościoły z otwartymi drzwiami", by ludzie, którzy "poszukują" nie spotykali się z "zimnem". "Także drzwi sakramentów nie powinny zamykać się z byle jakiego powodu" - oświadczył Franciszek. W jego opinii Eucharystia nie jest "nagrodą dla doskonałych", ale "wielkodusznym lekarstwem i pokarmem dla słabych".

Papież powtórzył, że woli Kościół "zraniony i brudny", który wychodzi na ulice od Kościoła "zatroskanego o swą centralną rolę, który zamyka się w plątaninie obsesji i procedur". Franciszek zaapelował do wszystkich ochrzczonych o to, by z wigorem i dynamizmem nieśli innym miłość Jezusa. Ta "stała misja" zdaniem papieża ma na celu to, by przezwyciężyć wielkie zagrożenie w świecie obecnym, jakim jest "popadnięcie w indywidualistyczny smutek".

"Żyjemy w nowej niewidzialnej tyranii"

W papieskim dokumencie jest też wiele praktycznych porad dla duchowieństwa. Kazania, stwierdził, muszą być krótkie i "pozytywne", nie mogą przypominać referatu czy wykładu. Należy w nich używać słów, które "rozpalają serca". Papież zaapelował, by w kazaniu unikać "czystego moralizatorstwa i indoktrynacji".

Wśród wyzwań obecnych czasów Franciszek wskazał "z gruntu niesprawiedliwy" system ekonomiczny, w którym dominuje "prawo silniejszego" i "kultura odrzucenia". "Ludzie wykluczeni nie są wykorzystywani, ale traktowani jak odpadki" - napisał papież.

"Żyjemy w nowej niewidzialnej tyranii, niekiedy wirtualnej" rynku, który jest "czczony jak bóg" - napisał papież. Podkreślił, że rządzą tam spekulacja finansowa, "rozgałęziona korupcja" i "egoistyczne oszustwa podatkowe".

"Rodzina wynaturzona"

Położył też nacisk na to, że rodzina przeżywa "głęboki kryzys kulturowy". Przypominając o wkładzie małżeństwa w społeczeństwo podkreślił, że "postmodernistyczny i zglobalizowany indywidualizm sprzyja stylowi życia, który wynaturza więzy rodzinne".

Wskazał, że najbardziej bezbronne i niewinne są nienarodzone dzieci, "którym dziś chce się odmówić ludzkiej godności". Odnosząc się do aborcji Franciszek zastrzegł, że nie należy oczekiwać, że Kościół zmieni stanowisko w tej sprawie. "Nie jest wyrazem postępu utrzymywanie, że rozwiązuje się problemy, eliminując ludzkie życie" - napisał.
-------------------------
Źródło: http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,15026032,_Kosciol_nie_moze_byc_zamkniety_w_plataninie_obsesji.html#BoxSlotIIMT
------------------------
Visit us: http://crixus.pl

Sąd przychylny rodzinie miliardera. Proces o handel kościelną ziemią od nowa


Na wniosek oskarżonych o wyłudzenie kościelnej ziemi członków rodziny miliardera Jacka D. sędzia Roman Kubiś zdecydował, że ich trwający półtora roku proces rozpocznie się od nowa. Zrobił to nie pytając o zdanie obecnego na sali prokuratora. - Ten wniosek był sprzeczny z zasadą rozstrzygania spraw w rozsądnym terminie - stwierdził oskarżyciel Radosław Woźniak.
Obrońcy oskarżonych argumentując wniosek o rozpoczęcie sprawy od nowa twierdzili, że tego wymaga zasada koncentracji materiału dowodowego. I przypominali, że z powodu ciąży jednej z oskarżonych ostatnia rozprawa odbyła się w kwietniu. - W tej sytuacja proces powinien się rozpocząć od nowa - przekonywał mecenas Jacek Pałka, obrońca Jacka D., miliardera i założyciela grupy kapitałowej Famur.

Sędzia Roman Kubiś z Sądu Okręgowego w Katowicach zapytał o zdanie wszystkich na sali adwokatów oraz oskarżonych. Wbrew Kodeksowi postępowania karnego nie zapytał jednak, co o wniosku sądzi obecny prokurator oraz oskarżyciel posiłkowy. - Proces rozpocznie się od nowa - stwierdził przewodniczący składu orzekającego. Termin: 9 grudnia.
Po ogłoszeniu tej decyzji prokurator Radosław Woźniak poprosił, aby sąd zaprotokołował jego sprzeciw. - Wniosek oskarżonych jest sprzeczny z zasadą rozstrzygania spraw w rozsądnym terminie - podkreślił oskarżyciel. I przypomniał, że proces toczy się od kwietnia 2012 r. Teraz sąd będzie musiał ponownie przesłuchać wszystkich świadków, którzy już w tym czasie złożyli zeznania.

Decyzja o rozpoczęciu sprawy zapadła w bardzo szczęśliwym dla rodziny D. momencie. W poniedziałek sąd planował bowiem przesłuchać księdza Mirosława P., ekonoma archidiecezji katowickiej. Duchowny miał zeznawać na okoliczność finansowych i towarzyskich związków z rodziną miliardera. Były one bardzo bliskie.

W procesie dotyczącym wyłudzania kościelnej ziemi na ławie oskarżonych zasiada 61-letni Jacek D., katowicki biznesmen i twórca grupy kapitałowej Famur, jego syn Tomasz, którego majątek jest wyceniany na ponad 2,2 mld zł, zięć Robert W., córka Hanna, żona Gabriela, synowa Karolina oraz jej siostra Weronika.

Prokuratura zarzuca im wyłudzenie na podstawie fikcyjnego meldunku prawa do pierwokupu kościelnych gruntów oraz pranie brudnych pieniędzy. Sprawa wiąże się z podjętą w styczniu 2008 roku decyzją komisji. Przekazała ona wtedy ziemię Towarzystwu Pomocy dla Bezdomnych im. Brata Alberta, które działa przy zakonie albertynek. Była to rekompensata za mienie utracone w czasach PRL-u. Towarzystwo dostało kilkaset hektarów w okolicach Pyskowic, Wieszowej, Świerklańca i Zabrza. Prawie natychmiast wystawiło te tereny na sprzedaż. Pośrednikiem w tej transakcji był Marek P., były oficer śląskiej SB, który przed Komisją Majątkową reprezentował interesy instytucji kościelnych.

Zgodnie z przepisami prawo pierwokupu tych terenów mogli mieć zamieszkujący tam rolnicy indywidualni. W innym przypadku o ziemię mogli się ubiegać ich obecni dzierżawcy lub Agencja Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa. Marek P. część otrzymanych przez towarzystwo gruntów sprzedał Jackowi D. i Tomaszowi D. Jak to możliwe? Według prokuratury, nabywając ziemię, posługiwali się oni fikcyjnym meldunkiem i złożyli oświadczenie, że są rolnikami indywidualnymi. Centralne Biuro Antykorupcyjne ustaliło, że nie uprawiali roli i mieszkali gdzie indziej. Mimo to kupili prawie tysiąc hektarów kościelnych gruntów. Podobnie miał działać zięć Jacka D. Potem cała trójka przekazała grunty w formie darowizny lub odsprzedała swoim żonom.
----------------------------
Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15010115,Sad_przychylny_rodzinie_miliardera__Proces_o_handel.html?lokale=radom#BoxWiadTxt
----------------------------
Visit us: http://crixus.pl

poniedziałek, 25 listopada 2013

Ksiądz Irek miał jeszcze dwoje dzieci?!


To miało być wiel­kie uczu­cie, któ­re­go owo­cem jest 3,5-let­ni Kubuś. Zmar­ły przed ro­kiem ksiądz Wal­de­mar Irek (†55 l.) za­pew­niał swoją uko­cha­ną, że ona i ich syn są je­dy­ną mi­ło­ścią w jego życiu. Czy aby na pewno? We­dług in­for­ma­cji, do ja­kich do­tarł de­tek­tyw Krzysz­tof Rut­kow­ski, ka­płan miał jesz­cze dwoje dzie­ci z inną ko­bie­tą!
Jak twier­dzi uko­cha­na księ­dza Wie­sła­wa Dar­gie­wicz (43 l.) z Oławy, ich zwią­zek trwał 8 lat. Przez ten czas swoją mi­łość mu­sie­li ukry­wać przed świa­tem, by nie znisz­czyć ka­rie­ry ka­pła­na, który pa­nicz­nie bał się, że ich ro­mans może wyjść na jaw. – Jed­nak za­wsze za­pew­niał, że je­ste­śmy jego je­dy­ną mi­ło­ścią – mó­wi­ła w roz­mo­wie z Fak­tem pani Wie­sła­wa. 
Nie­ste­ty, wszyst­ko wska­zu­je na to, że ko­bie­ta zo­sta­ła okrut­nie oszu­ka­na. We­dług in­for­ma­cji, do ja­kich do­tarł de­tek­tyw Krzysz­tof Rut­kow­ski, ka­płan miał jesz­cze dwoje dzie­ci z inną ko­bie­tą, która miesz­ka w oko­li­cach Jel­cza-La­sko­wi­ce (woj. dol­no­ślą­skie). Jego zda­niem dzie­ci du­chow­ne­go mają 15 i 16 lat.
Rut­kow­ski jesz­cze przed eks­hu­ma­cją zwłok księ­dza ape­lo­wał do ich matki, by zgło­si­ła się do niego. Ale tak się nie stało. – Ksiądz Irek już jako młody ksiądz, który roz­po­czął dwoje dusz­pa­ster­stwo w Świd­ni­cy, po­strze­ga­ny był jako to­wa­rzy­ski – mówi Rut­kow­ski. Ale to nie wszyst­ko! Jak twier­dzi de­tek­tyw, ksiądz miał wię­cej ko­biet w swoim życiu! Do tego ponoć był ha­zar­dzi­stą – lubił grać w ka­sy­nie.
Wie­sła­wa Dar­gie­wicz nie może uwie­rzyć, że tak zo­sta­ła zma­ni­pu­lo­wa­na przez swo­je­go uko­cha­ne­go. – Nigdy nie spo­dzie­wa­łam się, że mógł mieć już dzie­ci. Nie za­bra­ła­bym męż­czy­zny innej ko­bie­cie – mówi pani Wie­sła­wa.
------------------------
------------------------

Papież Franciszek odrzuca „ducha Soboru” i wyraża swoje poparcie dla wizji Kościoła Benedykta XVI


Papież Franciszek wyraźnie pokazuje swoją własną pozycję eklezjalną, która będzie zauważona przez wszystkich: popiera on wizję Kościoła Benedykta XVI i absolutnie odrzuca tzw. „ducha Soboru".

Właśnie opublikowano ważny list Papieża Franciszka do arcybiskupa Agostino Marchetto. Zawiera on następujące zdanie: „Śląc te słowa chciałbym być blisko Ciebie i przyłączyć się do prezentacji książki „Primato pontificio ed episcopato. Dal primo millennio al Concilio ecumenico Vaticano II” (“Prymat pontyfikalny i episkopalny: od pierwszego tysiąclecia do Soboru Watykańskiego II” – książka jest zbiorem esejów, napisanych m.in. przez arcybiskupa Marchetto). Proszę Cię – uważaj mnie za obecnego duchowo (przy prezentacji).
(…)Sprawiłeś, że Twoja miłość do Kościoła wyraziła się na wiele sposobów… ponad wszystkim wyraża się zaś ona w Twojej solidności studiów nad Soborem Watykańskim II. Mówiłem Ci kiedyś, drogi abp. Marchetto, i chcę powtórzyć to dzisiaj, że uważam Cię za najlepszego interpretatora Soboru Watykańskiego II”.
Tą deklaracją, otwartym poparciem dla tej książki oraz decyzją, aby podać do publicznej wiadomości treść tego listu, Papież Franciszek wyraźnie pokazuje swoją własną pozycję eklezjalną, która – jak najwyraźniej tego oczekuje – będzie zauważona przez wszystkich: popiera on wizję Kościoła Benedykta XVI i absolutnie odrzuca tzw. „ducha Soboru” („Spirit of Vatican II”). Teraz już nie da się pisać o tym Papieżu jako o „papieżu liberalnym”: chyba że jest się jednym z tych dziwacznych ekscentryków, którzy próbują tak nazywać Benedykta XVI.
Książka, którą Papież tak entuzjastycznie wspiera opisywana jest przez swojego wydawcę, „The University of Chicago Press”, jako „ważne studium”, które  wnosi istotny wkład w debatę toczącą się wokół interpretacji SVII. Abp. Marchetto krytykuje Szkołę Bolońską, która – jak twierdzi – opisuje Sobór jako rodzaj „rewolucji kopernikańskiej”, transformację do „innego Katolicyzmu”. Zamiast tego Marchetto zaprasza czytelników do bezpośredniego rozważenia zaleceń soborowych, w jego oficjalnych dokumentach, komentarzach, w oparciu o fakty historyczne. [Kard. Koch pisze] że [ta] interpretacja Soboru „podjęła i pogłębiła hermeneutykę reform wspieraną przez Benedykta XVI”.
Wiele można powiedzieć o „Szkole Bolońskiej” i może to być całkiem skomplikowane. Wystarczy jednak powiedzieć, że jest to podejście krytykowane przez Benedykta XVI w jego słynnym przemówieniu z grudnia 2005r.: to „Szkoła Bolońska” wynalazła i rozpropagowała „hermeneutykę zerwania” mówiąc o „duchu Soboru”, a stanowisko to wyparło rzeczywiste teksty Soboru. Abp. Marchetto jest dla twórców „Szkoły Bolońskiej” czarną owcą.
Warto w tym momencie przypomnieć (pamiętając o Szkole Bolońskiej i jej naukach) fragment przemówienia Benedykta XVI:
 „Powstaje pytanie - mówi Papież Benedykt - dlaczego recepcja Soboru w wielu częściach Kościoła dokonywała się do tej pory z tak wielkim trudem? Otóż wszystko zależy od właściwej interpretacji Soboru lub też — jak powiedzielibyśmy dzisiaj — od jego prawidłowej hermeneutyki, od właściwego klucza do zrozumienia i wprowadzania w życie jego postanowień.
Problemy z recepcją - kontynuuje Papież - wzięły się stąd, że doszło do konfrontacji i przeciwstawienia sobie dwóch sprzecznych hermeneutyk i sporu na tym tle. Jedna wywołała zamieszanie, druga zaś — w sposób dyskretny, ale coraz bardziej widoczny — zaczęła przynosić, i nadal przynosi, owoce. Z jednej strony istnieje interpretacja, którą nazwałbym ”hermeneutyką nieciągłości i zerwania z przeszłością” (to właśnie o Szkole Bolońskiej mówi Papież w tym miejscu),  (…) która nierzadko zyskiwała sympatię środków przekazu, a także części współczesnej teologii (…) Hermeneutyka nieciągłości może doprowadzić do rozłamu na Kościół przedsoborowy i Kościół posoborowy. Głosi ona, że teksty Soboru jako takie nie są jeszcze prawdziwym wyrazem ducha Soboru, ale rezultatem kompromisów, które trzeba było zawierać w celu osiągnięcia jednomyślności, w ramach których wiele starych elementów ostatecznie  bezużytecznych musiało być zachowanych i potwierdzonych na nowo. Jednak nie w tych kompromisach miałby się objawiać prawdziwy duch Soboru, ale w dążeniach do tego co nowe leżących u podstaw tych dokumentów. Rzekomo tylko owe dążenia wyrażają prawdziwego ducha Soboru, a zatem zaczynając od nich, w z zgodzie z nimi, należałoby pójść do przodu. Właśnie dlatego, że dokumenty są rzekomo jedynie niedoskonałym odzwierciedleniem ducha Soboru i jego nowości, należy śmiało wychodzić poza nie, stwarzając przestrzeń dla nowości, w której wyraża się ponoć najgłębszy, chociaż nadal jeszcze nie do końca określony, zamysł Soboru. Jednym słowem: należy iść nie za tekstami Soboru, ale za jego duchem”.
Trudno byłoby być bardziej entuzjastycznym niż Papież Franciszek w jego poparciu dla naukowego rozwinięcia nauczania Benedykta XVI przez abp. Marchetto, dla odrzucenia hermeneutyki zerwania z jej wskazówkami, że „należy podążać nie za tekstami Soboru, lecz za jego duchem”.
„Jestem Ci wdzięczny”, konkluduje Papież, za całe dobro, które czynisz dla nas Twoim świadectwem miłości Kościoła i proszę Boga, żeby obficie błogosławił Tobie. Proszę Cię pamiętaj o mnie w modlitwach. Niech Jezus Tobie błogosławi i niech Dziewica otoczy Cię płaszczem swej opieki”. Wnioski z tego żarliwego poparcia, mówi Father Zuhlsdorf, są OGROMNE, przez wielkie „O” i wielkie „GROMNE”.
Ta deklaracja nie będzie zauważona przez świeckie media: kogo to obchodzi? Ale zauważona zostanie przez Hans’a Kung’a i jego załogę, jak również przez Tabletystów  (czytelników liberalnego katolickiego „Tableta” w UK, przyp. tłum.). Media nadal będą pozytywnie reagować na zalecenia pastoralne Papieża Franciszka, tak jak powinniśmy reagować wszyscy. Powinniśmy zauważyć również entuzjazm wielu letnich [„na wpół praktykujących”] katolików - według „Daily Mail”: „Po latach recesji katedry  w Wielkiej Brytanii zanotowały 20 –procentowy wzrost uczestnictwa we Mszy św. odkąd argentyński kardynał wybrany został na głowę Kościoła Katolickiego 8 miesięcy temu. „Efekt Papieża Franciszka” odczuwany jest na całym świecie: nowi i  i niepraktykujący katolicy ruszyli do konfesjonałów  „setkami i tysiącami” , według Włoskiego Centrum Studiów Religijnych. W samych Włoszech połowa księży zanotowała znaczący wzrost poparcia dla Kościoła”. I tak dalej. Nawet najbardziej sceptycznemu krytykowi Papieża Franciszka  z trudnością przyjdzie  twierdzić, że to wszystko jest niedobre: najgorszą rzeczą, którą może on powiedzieć jest to, że prawdopodobnie nie będzie to trwało w nieskończoność. Ale może część z tych rzeczy przetrwa. Szczególnie interesujący jest wzrost spowiedzi: to wygląda naprawdę poważnie i jest potencjalnie trwałe.
Ostatni mój post zakończyłem mówiąc, że pewien jestem, że „w trakcie rozwoju tego pontyfikatu niepokoje dotyczące Papieża Franciszka uspokoją się i znikną. Myślę, że Ojciec Święty dokona tego”. Moja pewność teraz się utwierdziła dzięki papieskiemu jasnemu poparciu dla abpa Marchetto. Ten pontyfikat właśnie przekroczył swój istotny kamień milowy.
---------------------------------------------
Źródło: http://www.fronda.pl/a/papiez-franciszek-odrzuca-ducha-soboru-i-wyraza-swoje-poparcie-dla-wizji-kosciola-benedykta-xvi,32221.html
--------------------------------------------
Visit us:  http://crixus.pl

Watykańskie porachunki


Papież Franciszek chce zreformować skalany praniem brudnych pieniędzy oraz współpracą z mafią i masonerią Bank Watykański. Według włoskiego prokuratora papież może być w niebezpieczeństwie.
18 czerwca 1982 roku, godz. 7.30. Nad Londynem ołowiane chmury. Pewien listonosz w średnim wieku wrzuca przesyłki do skrzynek domów w okolicy Mostu Czarnych Mnichów. Krótka przerwa, nikotyna, pojedyncze promienie słońca. Wpatruje się bezmyślnie w nurt Tamizy. Nagle jego uwagę przykuwa skrzypienie pod mostem. Coś z niego zwisa. Podchodzi bliżej. - O Boże – szepcze. To zwłoki mężczyzny. Gdy przyjeżdża policja, okazuje się, że denat ma przy sobie 15 tys. dolarów w trzech walutach i kilka cegieł. W świat rusza plotka, że to zemsta masonerii. Wskazują na to cegły oraz fakt, że czarnymi mnichami nazywa się włoskich masonów z loży Propaganda Due (P2).
Tydzień wcześniej niejaki Roberto Calvi znika ze swojego apartamentu w Rzymie. Goli wąsy i udaje się do Wenecji, a potem z fałszywym paszportem do Londynu. Cała maskarada na nic. Przed mafią nie ma ucieczki. Nawet jeśli jest się „bankierem Boga”.
Święta pralnia
W połowie lat 70. Roberto Calvi stanął na czele mediolańskiego Banco Ambrosiano. - Ambrosiano miał opinię statecznego i czcigodnego banku aż do czasu ujawnienia skandalu. Przez cały XX wiek był blisko związany z Kościołem katolickim. Przed II wojną depozytorzy musieli przedłożyć świadectwa chrztu – mówi prof. Arkadiusz Stempin z Uniwersytetu we Freiburgu i Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera. - Calvi chciał rozszerzyć działalność banku poza granice kraju i zdobyć pakiet kontrolny. Metody były dalekie od dżentelmeńskich – przyznaje historyk.
Calvi, hochsztapler-bigot nazywany „bankierem Boga”, w porozumieniu z abp. Paulem Marcinkusem, szefem Banku Watykańskiego (którego oficjalna nazwa to Instytut Dzieł Religijnych – IOR), założył w Panamie i innych rajach podatkowych kilka fikcyjnych spółek, którym udzielał potężnych kredytów. - Calvi i Marcinkus zajmowali się pożyczkami w różnych okresach, ale to, kto był legalnym i odpowiedzialnym właścicielem firm, pozostaje niewiadomą. Wiadomo natomiast, że w ten sposób Marcinkus wyprowadzał do Panamy pieniądze z Włoch, a na zewnątrz łgał, że nic nie wie o tych firmach – tłumaczy prof. Stempin.
Według badaczy pieniądze z pożyczek Ambrosiano najpierw wpływały na konta IOR, który po pobraniu swojej taksy przekazywał je dopiero fikcyjnym spółkom. Stamtąd szły one na zakup akcji Banco Ambrosiano, które stanowiły zabezpieczenie dla kolejnych kredytów, oraz z powrotem do kieszeni Calviego, mafiosów i mistrza loży P2 Lici Gellego, których brudne pieniądze na wielką skalę prał Calvi. Kiedy zaczęli przy nim węszyć śledczy, IOR, aby odsunąć wszelkie podejrzenia, wydał w 1981 roku list, w którym potwierdził, że Watykan współpracuje ze wszystkimi spółkami i wie o ich kredytach. Jak zauważał Corriere della Sera, tym samym IOR potwierdził swój udział „w piekielnej grze w chińskie pudełeczka”. Calvi w zamian wydał list uwalniający Watykan od odpowiedzialności prawnej i finansowej za pożyczki panamskich spółek.
Mimo to władze włoskie powiedziały „sprawdzam”. Calvi potrzebował fortuny na pokrycie deficytu swojego banku, w którym brakowało 1,3 mld dolarów. Próbował je uzyskać od IOR. Calvi przestrzegał Jana Pawła II, że kiedy afera się wyda, Kościołowi grozi „katastrofa niewyobrażalnych rozmiarów”. Bez skutku. Ambrosiano upadł, a Marcinkus dostał awans. Calvi uciekł. Według włoskiej prokuratury, w Londynie dopadła go mafia, ale w sprawę był też zamieszany Gelli z P2. Calvi miał zamilknąć na zawsze.
IOR wypłacił 250 mln dolarów poszkodowanym w aferze Banco Ambrosiano. I chociaż w 1987 roku za abp. Marcinkusem władze Włoch wypuściły list gończy, czarna eminencja znalazła schronienie pod białym płaszczem Jana Pawła II. Jedynym sądem, przed którym stanął Marcinkus pozostaje, być może, Sąd Ostateczny. Do końca życia skrywał się on za immunitetem. Tymczasem w 1989 roku na fotelu szefa IOR zasiadł bankier Angelo Caloia.
Nie oczyściło to atmosfery. Ważną figurą w IOR został bowiem epigon Marcinkusa – bp Donato de Bonis, który kontynuował jego praktyki. Nadal prano pieniądze, w tym łapówki, ale tym razem wykorzystywano do tego konta organizacji dobroczynnych, np. Fundacji Spellmana. Przez jej konto przewinęły się pieniądze ze słynnej łapówki Enimont o wysokości 300 mln dolarów przekazanej włoskim politykom. Ówczesny doradca Sekretariatu Stanu, Renato Dardozzi, wywiózł z Watykanu kopie ponad 4 tys. dokumentów, które dawały obraz tego, co się wyprawiało w wieży Mikołaja V, gdzie mieści się IOR. Zgodnie z jego testamentem dokumenty opublikowano. Na ich podstawie dziennikarz Gianluigi Nuzzi wydał w 2009 roku słynny bestseller „Watykan sp. z o.o.”.
Wówczas walkę z nieprawidłowościami podjął Benedykt XVI. Na czele IOR stanął jego zaufany znajomy Ettore Gotti Tedeschi. - Papież powołał także kard. Attilio Nicorę na stanowisko szefa finansów watykańskich, zarówno IOR, jak i instytucji zawiadującej finansami Stolicy Apostolskiej. Wszystkie dokumenty dotyczące obydwu instytucji miały trafiać na biurko Nicory. Ale trafiały na biurko Sekretarza Stanu kard. Bertone, który udaremnił próby wprowadzenia transparentności i wpisania IOR na białą listę banków walczących ze wspieraniem terroryzmu i praniem brudnych pieniędzy – mówi prof. Stempin.
W 2010 roku prokuratorzy czasowo zamrozili watykańskie depozyty w dwóch bankach z powodu podejrzeń o pranie pieniędzy. Z kolei w zeszłym roku bank JP Morgan Chase zamknął konto IOR, uzasadniając to brakiem jego transparentności, a Tedeschi stracił posadę. Jak uważa, pozbyły się go koterie, które nie chciały forsowanej polityki jawności. Dokumenty upublicznione w aferze Vatileaks wskazują, że w Watykanie brak jest konsensusu w kwestii reformy IOR, o czym czytamy w najnowszej książce Nuzziego  „Jego Świątobliwość”.
Papież zagrożony?
Następcą Tedeschiego został Ernst von Freyberg, który postanowił ukrócić degrengoladę w IOR. Wraz z papieżem Franciszkiem dają nadzieję na nowy ład. W czerwcu tego roku aresztowano bp. Nunzio Scarano, księgowego oskarżonego o kradzież i pranie pieniędzy w IOR. Ze względu na jego zamiłowanie do banknotów 500 euro nazywano go Monsignor 500. W lipcu ze stanowiska zrezygnował dyrektor IOR Paolo Cipriani, też podejrzewany o pranie pieniędzy.
- Polityka przeciwdziałania praniu pieniędzy zapoczątkowana przez papieża Benedykta XVI jest kontynuowana. Nie wiem, ilu jeszcze Monsignorów 500 jest w Watykanie, mam nadzieję, że żadnego. Papież Franciszek powołał specjalną komisję ds. IOR. Trwa dochodzenie. Na razie nie podjęto decyzji ws. przyszłości Banku – mówi słynny watykanista Andrea Tornielli z dziennika La Stampa w rozmowie z Onetem. - Papież mówił, że wszystkie możliwości są brane pod uwagę – dodaje.
- Papież już obniżył pensje pracownikom Watykanu. Nowy szef IOR wprowadził transparentność operacji, wszystkie konta do końca roku mają być zweryfikowane, a konta podejrzanych o pranie pieniędzy zlikwidowane – wylicza prof. Stempin. To budzi irytację gangsterów. - Nie wiem, czy organizacje przestępcze są w stanie coś zrobić, ale na pewno o tym myślą – powiedział kilka dni temu walczący z mafią prokurator Nicola Gratteri. Według niego papież może być w niebezpieczeństwie.
Ale nosem kręcą też purpurowe koterie, a nawet zwykli księża. Vatican Insider zauważa, że ubogi styl życia Franciszka i planowane reformy, według jego krytyków, doprowadzą do podważania świętości postaci papieża. Ponadto niektórzy hierarchowie woleliby, aby temat kościelnych finansów zniknął z mediów. Według abp. Józefa Michalika niepotrzebnie zajmują się one bogactwami Kościoła, bo to nie Kościół gromadzi bogactwa i nie on krzywdzi biednych.
Krytyczne opinie o papieżu ze strony polskich księży można znaleźć w internecie. - Nie rozumiem ich reakcji. Bycie księdzem to nie symbol statusu, nie kariera, ani ludzka „potęga”. Ksiądz jest sługą – zauważa Andrea Tornielli. Najwyraźniej zapomnieli o tym watykańscy finansiści, na czele z abp. Marcinkusem, który mawiał z rozbrajającą szczerością: „Kościołem nie rządzi się za pomocą zdrowasiek”.
-------------------------------------------------
Źródło: http://biznes.onet.pl/watykanskie-porachunki,18491,5588698,1,news-detal

-----------------------------------------------
Visit us: http://crixus.pl

'Papież Franciszek i Putin wyjątkowo sobie bliscy' - ocenia 'La Stampa' przed ich pierwszym spotkaniem


Już przed pierwszym spotkaniem, do którego dojdzie w poniedziałek, papież Franciszek i prezydent Rosji Władimir Putin wydają się sobie wyjątkowo bliscy - pisze dziennik "La Stampa". Zbliżyły ich, dodaje, sprawa Syrii i sprzeciw wobec zbrojnej interwencji.
Będzie to już czwarta wizyta Putina w Watykanie. Jana Pawła II rosyjski prezydent odwiedził w 2000 i 2003 roku, a Benedykta XVI w 2007 r. Lecz teraz, podkreśla turyńska gazeta, klimat wraz z pontyfikatem papieża "z końca świata" zmienił się.

Papież i Putin razem przeciw interwencji w Syrii

Dziennik odnotowuje, że Kreml przekonany jest o szczególnym znaczeniu poniedziałkowego spotkania Putina z Franciszkiem po wyraźnym zbliżeniu stanowisk Moskwy i Stolicy Apostolskiej w sprawie konfliktu syryjskiego, to znaczy ich wspólnym sprzeciwie wobec zbrojnej interwencji i dyplomatycznych inicjatywach na rzecz likwidacji broni chemicznej. W tym kontekście przypomina się list, jaki papież napisał we wrześniu do rosyjskiego przywódcy w sprawie pokojowego rozwiązania konfliktu w Syrii, co zinterpretowano jako dowód na to, że papież uznaje, że Moskwa może odegrać istotną rolę na tym polu.
Z kolei Władimir Putin, dodaje gazeta, chce przedstawiać się jako obrońca chrześcijan na Bliskim Wchodzie i zamierza podziękować Franciszkowi za zaangażowanie Watykanu dla sprawy pokoju na świecie.

Nadzieja na poprawę relacji między Kościołem katolickim a rosyjską Cerkwią

Nie brak opinii, że pierwsza rozmowa nowego papieża i prezydenta Rosji może też doprowadzić do poprawy relacji między Kościołem katolickim i rosyjską Cerkwią. Według włoskiego dziennika szanse na spotkanie Franciszka i patriarchy Moskwy i całej Rusi Cyryla wydają się obecnie większe niż dotychczas, głównie ze względu na pochodzenie papieża. Franciszek bowiem jest mniej identyfikowany z Zachodem i mniej kojarzony z katolickim prozelityzmem na Wschodzie - stwierdza gazeta.

Oficjalnie patriarchat przyznał niedawno, że na razie nie mówi się o wizycie biskupa Rzymu w Rosji, lecz raczej o bardziej prawdopodobnej perspektywie spotkania z Cyrylem w neutralnym kraju.

Choć wyrażane są też nadzieje na to, że Władimir Putin włączy się w przygotowanie ewentualnej wizyty papieża w Moskwie w przyszłości, przypomina się, że patriarcha Cyryl nie chce, by prezydent go w tym wyręczył i dlatego nie zamierza go do tego delegować - konstatuje "La Stampa".
---------------------------------------------------
Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15010796,_La_Stampa___Papiez_Franciszek_i_Putin_wyjatkowo_sobie.html?lokale=radom#BoxWiadTxt
---------------------------------------------------
Visit us: http://crixus.pl

Bp Antoni Pacyfik Dydycz: Ojcu Ludwikowi Wiśniewskiemu OP z odpowiedzią śpieszę


Trzeba mieć wyjątkową pewność siebie, aby tak sformułować tytuł wypowiedzi, w której zostałem zaliczony do jakoby niszczycieli Kościoła - bp Dydycz odnosi się do tekstu "Kto niszczy polski Kościół?" o. Wiśniewskiego.

Powyższy tytuł może wydawać się dość kokieteryjny. Ale ma on też swoją wymowę, i to konkretną. Pragnę bowiem ustosunkować się do dwóch wystąpień o. Ludwika Wiśniewskiego, dominikanina, pomieszczonych w dwóch kolejnych numerach „Tygodnika Powszechnego”. Były to dwie części jego wypowiedzi, mającej ten sam tytuł, dość stronniczy i co więcej – chyba mało pokorny. Oto jego brzmienie, zawarte w pytaniu: „Kto niszczy polski Kościół?”. Trzeba mieć wyjątkową pewność siebie, aby tak sformułować tytuł wypowiedzi, w której – obok wielu wspaniałych ludzi – zostałem zaliczony do jakoby niszczycieli Kościoła.
To brzmi zaskakująco, zwłaszcza w wypowiedzi dominikanina. A przecież św. Dominik, wielce zaprzyjaźniony ze św. Franciszkiem, nakazał swoim następcom, aby nie tylko szanowali, ale nawet kochali synów św. Franciszka. A tym, którzy by o tym zapominali, zapowiedział i postanowił surowe kary. Jasna rzecz, że tego nie musiał czynić św. Franciszek z myślą o synach św. Dominika, gdyż żadnemu franciszkaninowi jak dotąd nie przyszło do głowy, aby anatemy rzucać na dominikanina.
Wypowiedź swoją zamieścił o. Ludwik Wiśniewski w „Tygodniku Powszechnym”, w dwóch kolejnych numerach, w 9. i 10. z 3 i 10 marca 2013 r., a więc w czasie, kiedy modliliśmy się w intencjach konklawe w oczekiwaniu na następcę Ojca Świętego Benedykta XVI, który z racji na zdrowie złożył rezygnację, ale w sposób, który zadziwił cały świat. Uczynił to z wielką pokorą, z głęboką wiarą, jako ten, który prawdziwie ukochał Kościół.
Niestety, treść wystąpienia mego brata dominikanina nie nawiązuje do duchowości Ojca Świętego Benedykta XVI, gdyż wydaje się być jakby zwyczajnym atakiem, skierowanym również w moją stronę, a nawiązującym głównie do mojego kazania z dnia 21 kwietnia 2012 r. i do mego wywiadu, pomieszczonego w sierpniu owego roku, w „Naszym Dzienniku”. Czekaliśmy na to niemal rok. Dlatego moja odpowiedź, która ukazuje się już w siedem miesięcy po publikacji „Kto niszczy polski Kościół?”, wydaje się mieć duże przyśpieszenie.
Muszę też wyznać, że mam dużo sentymentu do osoby o. Ludwika, gdyż przypominam sobie wiele wydarzeń z czasów naszej młodości, z okresu powstawania „Solidarności”, stanu wojennego, a zwłaszcza z początków pontyfikatu Jana Pawła II, wkrótce świętego. To wtedy właśnie o. Michał Mroczkowski, ówczesny prowincjał dominikanów, wiele opowiadał o walkach, jakie toczył z władzami komunistycznymi o. Ludwik, zdaje się że w Gdańsku. Dowiadywałem się także o staraniach dotyczących możliwości wydawania dominikańskiego pisma, które zostały uwieńczone sukcesem. Wtedy w moim życiu zaistniał o. Konrad Hejmo jako wspaniały duszpasterz akademicki i wytrawny organizator redakcji miesięcznika „W Drodze”. To byli trzej dominikanie, którzy zagospodarowywali moją wyobraźnię i umysł pod kątem działalności publicznej, ukierunkowanej na troskę o wyzwolenie narodu polskiego z więzów ideologii kłamstwa, niesprawiedliwości i podległości obcym.
Mieliśmy bowiem dość instytucji zajmujących się rzekomo sprawiedliwością, a służących niesprawiedliwości we wszystkich niemal dziedzinach życia, różnego rodzaju tajnych funkcjonariuszy i decyzji; mieliśmy dość cenzury i podsłuchów, szpiegowania, a w gospodarce – permanentnych strat i nieuczciwych kontraktów. Dawały się we znaki kapturowe sądy, internowania, a nawet skrytobójcze ataki na życie ludzkie, chociaż i jawnych nie brakowało.
W tym wszystkim widziałem o. Ludwika jako szermierza sprawiedliwości, prawdy, uczciwości. I oto co się okazuje? O. Ludwik, być może zmęczony, ale już nie dostrzega, że nadal musimy uczestniczyć jakby w pierwszomajowych defiladach. Czego przykładem były mistrzostwa w piłce nożnej, gdy budowano autostrady bez zwracania uwagi na jakość i na koszta, byleby – jak mówiono – były przejezdne na Euro. To samo miało miejsce przy budowie stadionów. Marnotrawstwo dobra wspólnego na każdym niemal kroku. Lekceważenie opinii publicznej. Nawet 2 mln 200 tys. podpisów w sprawie pełniejszej wolności prasy były bez znaczenia. A robotnicy, których coraz więcej musi szukać pracy za granicą, gdy manifestują – to buntownicy, to ludzie mało kulturalni, gdyż utrudniają życie zamożnym obywatelom Warszawy. Kilkaset osób inaczej korzystających z seksu może całymi dniami blokować ulice, ale dla 20 tys. robotników nie jest to dozwolone. A ktokolwiek inaczej mówi i myśli, aniżeli chcieliby ludzie „władzy”, to warchoł, to wataha, to kandydat do szpitala..., nie podam przymiotnika, aby nie obrażać chorych.
I oto przyszedł czas, że muszę odpowiadać na pytania, które postawił mi osobiście o. Ludwik. Tylko – tak mi się wydaje – że to chyba ktoś inny. Nie ten z tych dawnych lat. Ale postaram się grzecznie odpowiedzieć. Wspólnie może łatwiej dostrzeżemy, kto rzeczywiście niszczy Polskę. A kto niszczy Polskę, ten uderza i w Kościół. Nie ma bowiem polskiego Kościoła. Jest Kościół, który żyje, ewangelizuje i uświęca ludzi w Polsce.
I. O co chodzi o. Ludwikowi w zarzutach postawionych w pierwszej części?
Nie będzie mi łatwo odpowiedzieć, gdyż te zarzuty są dziwnie sformułowane. Najpierw wszakże małe sprostowanie. Otóż w „Tygodniku Powszechnym” z 3 marca o. Ludwik moją osobą zajmuje się jedynie na 6. stronie. Dziękuję. Niestety, w tekście tym zawiera się błąd, gdyż pisze o moim kazaniu, wygłoszonym na placu Trzech Krzyży w Warszawie dnia 14 kwietnia 2012 r. Tymczasem ta Msza św. miała miejsce dopiero 21 kwietnia roku tego samego. Fragment dotyczący mojej osoby zaczyna się od wyrażenia zdumienia autora: „Pierwsze zaskoczenie to główny celebrans: biskup drohiczyński sprawuje Eucharystię i usposabia tysiące rodaków do patriotycznej manifestacji”. Nie wiem, skąd się wzięło to zaskoczenie. Natomiast w kazaniu nie nawołuję do manifestacji, zresztą nie istniała taka potrzeba. Ale Ojciec myśli inaczej. Przecież „teza” przyjęta musi zostać jakoś obroniona. A dalej, okazuje się, że Ojciec ma żal w stosunku do metody, jaką zastosowałem w niektórych fragmentach kazania. I czytam o sobie, ale w trzeciej osobie, czyli że kaznodzieja: „...nie twierdzi wprost, ale poucza w formie retorycznych pytań, że decyzja KRRiT wynika z «pogardy człowieka» oraz «nienawiści do prawdy i wrogości do naszego narodu»”.
A więc powiało wiatrem sprzed lat. Można mieć pretensje nawet do formy językowej, a wtedy już terminy „pogarda”, „nienawiść”, „wrogość” miękną samo przez się. Co więcej, drugiej części cytatu nie znajduję w powyższym sąsiedztwie. Coś się poprzestawiało! A więc, Ojcze Ludwiku, obrusza się Ojciec na obecność Wolanda i Behemota? Cóż na to poradzić, skoro zostali oni zidentyfikowani na ziemi przez Bułhakowa przed kilkudziesięciu laty. Czyż oni nie mieli dość czasu, aby w latach przyjaźni i otwartości zagospodarować także przynajmniej cząstkę kultury polskiej? Czyż Ojciec Święty Franciszek nie przestrzega nas przed nimi, gdy mówi: „Kto nie modli się do Pana Boga, ten modli się do szatana!”?
Szatan jest. I nie ci „niszczą Kościół”, którzy o tej obecności przypominają! Chyba zgodzi się Ojciec ze mną, że jest inaczej. Kościół niszczą ci, którzy udają, że szatana nie ma. W dalszej części Ojca wypowiedzi skierowanej do mnie ma Ojciec żal, że pozytywnie oceniłem ludzi uczestniczących w Eucharystii. Ależ tam było widoczne autentyczne skupienie, jak tych stoczniowców biorących udział we Mszach świętych przed trzydziestu laty! Jak tych internowanych w Białołęce i innych miejscowościach. Wymieniam to jedno miejsce, gdyż tam byłem, odprawiałem Mszę św., głosiłem słowo Boże, spowiadałem. Było bardzo podobnie. Nie wykluczam, że gdzieś na peryferiach zgromadzenia mogli harcować „nasłańcy”. Zdarza się to na obrzeżach pielgrzymich rzesz na Jasnej Górze. Tam też są prowokatorzy. Dochodzi nawet do przedziwnych rozpraw sądowych. Czyżby Ojciec nie pamiętał o tym? Mogły pojawiać się i napisy. Ale nie muszę Ojcu przypominać, gdzie należy szukać prowokatorów. Z pewnością nie w Kościele.
Wygląda na to, że ma Ojciec żal, iż bronię polskiego ludu przed pogardą. Niech Ojciec czasami weźmie udział albo chociaż posłucha programu: „Sprawa dla reportera”. Ile jest w Polsce krzywd! A bankowe manipulacje! A działania komornicze! Rozbijanie rodzin! Serce się ściska, gdy to wszystko dzieje się na naszych oczach. A my udajemy, że to nic takiego. Czyż nie jest Ojciec po stronie pozbawianych pracy, mieszkania? I dlatego wierzę, że ci, którzy mają odwagę i „wychodzą z protestem na ulicę, są dojrzali i odpowiedzialni”. Oni mają rację. Ich korupcja jeszcze nie przeżarła!
I jeszcze o jedno ma Ojciec żal do mnie. Przytaczam słowa Ojca: „Biskup Dydycz powiedział w trakcie Eucharystii, że od zgromadzonych na placu Trzech Krzyży wszyscy powinni się uczyć kultury”. Potwierdzam. Potwierdzam. Nie ma bowiem zbyt wiele takich sposobów, aby publicznie móc wyrażać swój ból, cierpienie, ucisk – jak w czasie modlitwy, ale też i pokojowej manifestacji... O takie możliwości zabiegaliśmy przed laty!
II. Jest jeszcze druga część!
W drugiej części stawia Ojciec wiele pytań. Postaram się dać odpowiedź na każde, gdyż ma Ojciec do tego prawo, niezależnie od tego, czym się Ojciec kieruje w ich formułowaniu. Dla mnie każdy człowiek ma zwyczajne prawo do wyrażania swoich oczekiwań, w myśl zasady: „Kto pyta, nie błądzi!”. A więc jest i nadzieja.
Tym chętniej będę odpowiadał i zawsze szczerze, gdyż mam przed oczyma wciąż jeszcze o. Ludwika z dawnych lat! Z lat poświęceń i niebezpieczeństw. Najpierw wszakże wypada mi i w tym wypadku poprawić błąd, jaki zakradł się w Ojca wypowiedzi, gdyż podaje Ojciec jako datę mego wystąpienia – 14 marca 2012 r. I tutaj zarówno dzień, jak i miesiąc nie odpowiadają prawdzie, gdyż Eucharystię sprawowałem 21 kwietnia 2012 r. na placu Trzech Krzyży w Warszawie. Przepraszam za korektę, ale prawda jest prawdą.
Będę odpowiadał Ojcu po uprzednim zacytowaniu pytania, gdyż to ułatwi czytającemu rozumienie problemu.
1. „Czy wygłosiwszy podczas Mszy św. na placu Trzech Krzyży 14 marca 2012 r. wielką pochwałę pod adresem organizatorów i uczestników manifestacji, Ksiądz Biskup zapoznał się z treścią transparentów, które nieśli, a także z treścią przemówień i okrzyków, jakie wznosili?”.
Odpowiadam. Tak. Wszystkie transparenty, jakie widziałem od ołtarza, odpowiadały cierpieniom i krzywdom ludzkim. Nie wyczytałem niczego niestosownego. Wokół ołtarza panowała wspaniała cisza. Proszę postarać się obejrzeć filmy z powyższej Eucharystii, powstałe przy ołtarzu. Może gdzieś na peryferiach dawały się zauważyć zachowania niewłaściwe, ale to było 20 tys. ludzi – a może nawet 50 tys. – a prowokatorów u nas jest jeszcze w zapasie dużo. Wspomniałem o tym wcześniej. My, Ojcze, uczestnicy wydarzeń z minionych lat, nie jesteśmy tym zaskoczeni. Prowokacja to także znak obecności szatana, niekoniecznie Wolanda lub Behemota. Ja natomiast nie byłem na obrzeżach, gdyż bezpośrednio po Eucharystii musiałem wracać do domu.
2. „Czy podtrzymuje pogląd wygłoszony podczas pielgrzymki ludzi pracy na Jasną Górę 16 września 2012 r., że najwyższe władze Rzeczypospolitej są chore, a Sejm powinien być rozwiązany?”.
Oczywiście, że podtrzymuję. Jestem wolnym obywatelem, mam prawo wypowiadać się także w tej materii. Przecież to wszystko jest skorumpowane, chore. Prymat interesów partii nad wszystkim jest nie do pogodzenia z demokracją. Chyba że Ojciec ma jakąś inną wizję demokracji. Fatalne gospodarowanie zasobami państwa. Zadłużenie do granic ostateczności. Frymarczenie państwowymi funduszami dla kaprysów niemal „arystokratycznych”. Duża liczba samobójstw i śmierci z „nieznanych przyczyn” w sferach najwyższych. To są tragedie. A Sejm powinien się rozwiązać, gdyż dyscyplina partyjna przekreśla możność prawdziwej odnowy państwa. Przy takim sposobie funkcjonowania Sejmu można bez strat zlikwidować istnienie i wybieranie posłów. Wystarczy tylu posłów, ile partii otrzyma mandaty. Każdy z tych posłów ma wizytówkę z liczbą procent głosów, jakie jego partia otrzymała. Niech, dysponując procentami, tym głosuje. Można jeszcze dodać paru ekspertów.
3. „Czy Eucharystia na Jasnej Górze jest właściwym miejscem do wygłaszania takich poglądów?”.
Ojcze, proszę się przenieść na Kalwarię. Co tam się działo. Jak to spiętrzenie zła dawało o sobie znać. I to nie pomniejszyło wartości Eucharystii. Tym bardziej że nie wiem, jakie poglądy ma Ojciec na myśli. Moje kazanie jest wydrukowane. Proszę przeczytać i podkreślić, które są nie do przyjęcia. Pisał Ojciec swój tekst przed wyborem papieża Franciszka. To Ojciec Święty daje nam przykład, jak bardzo konkretne powinny być nasze homilie. Jak Jezusowe. To przecież Najwyższa Miłość niektórych ludzi określiła mianem „grobów pobielanych”. Ojciec na siłę chce wmawiać, że w kazaniu były jakieś poglądy nieprawdziwe. Które? Niech Ojciec je wyliczy. Czy te dotyczące Sejmu? Najprawdziwsze! Czy te mówiące o „imperium kłamstwa”? Wyjątkowo prawdziwe! A proszę sięgnąć do nauczania Jana Pawła II. Proszę także przypomnieć sobie „Kazania sejmowe” Skargi...
4. „Czy Ksiądz Biskup podtrzymuje pogląd wyrażony w kazaniu na wspomnianej pielgrzymce, że wobec powszechnej nieprawości dopuszczalne są w kościołach takie zachowania wiernych, jakie miało miejsce podczas pogrzebu prof. Szaniawskiego w Warszawie (zakłócano wystąpienie przedstawiciela Kancelarii Prezydenta – przyp. red.)?”.
Niestety, nie byłem na pogrzebie śp. prof. Szaniawskiego i dlatego nie mogę się wypowiadać. Ale wiem – i Ojciec wie – że Pan Jezus oczyszczał świątynię z tych, którzy, korzystając z tej przestrzeni, chcieli robić własne interesy.
Dziwię się natomiast, że Ojciec posługuje się insynuacją, właśnie w tym pytaniu, gdy rzekomo pyta mnie: „Czy Ksiądz Biskup podtrzymuje pogląd wyrażony w kazaniu na wspomnianej pielgrzymce, że wobec powszechnej nieprawości dopuszczalne są w kościołach takie zachowania wiernych, jak to które miało miejsce...” – jw.? Przecież to jest insynuacja. Jak można coś takiego robić? Ojcze, najpierw insynuuje Ojciec, że coś mówiłem „groźnego” w kazaniu – ale co? Proszę napisać. I to Ojciec odnosi do faktu, który miał miejsce „x” czasu później! Co Ojciec robi!
5. „Czy w dalszym ciągu Ksiądz Biskup uważa, jak to ujął w jednym z kazań, że kraj nasz to «imperium kłamstwa»?”.
Wszyscy to wiedzą. Dziwię się, że Ojciec tego nie wie. Ileż było obietnic co do stoczni, różnych inicjatyw gospodarczych, jednej strony przy okienku w celu otrzymania zgody na działalność gospodarczą! Ojcze, tego jest tak dużo, że szkoda czasu na wyliczanie. Niech Ojciec porozmawia z tymi, którzy są poza Polską. Niech porozmawia nawet z młodzieżą szkół średnich, nie mówiąc o studentach... Ojcze, a sprawa Smoleńska! Ileż było wersji. Miały być rozmowy bezpośrednie z Putinem, odwołanie się do międzynarodowych instancji, ale szkoda gadać... Podziwiam selektywność Ojca w odczytywaniu faktów.
6. „W rozmowie ze Sławomirem Jagodzińskim („NDz” z 11-12 sierpnia 2012 r.) określił Ksiądz Biskup rządzących Polską jako fałszerzy i złoczyńców. Twierdził Ksiądz, że rządzący świadomie wysyłają młodych na emigrację, aby nie buntowali się w kraju, świadomie także niszczą rodzinę, bo chcą, aby w naszym kraju zapanowała «duchowa dżungla». To jest aż nieprawdopodobne, aby biskup coś takiego mówił, ale mówi: «Gdyby Jaruzelski znał metodę, którą oni dziś mają, to do tej pory by rządził. Władza znalazła «wentyl bezpieczeństwa». A na czym on polega? Kiedyś partia dusiła naród, nie wypuszczała nikogo z kraju i młodzież im się buntowała. Dzisiejsi rządzący zrobili coś innego – otworzyli «wentyl» na zachód, wypuścili wszystkich, którzy w jakiś sposób twórczy mogliby się buntować (...) to jest sposób! Wypuścić młodych ludzi poza państwo. Kto wówczas będzie protestował? A władza może robić, co zechce. Przecież na wszelkich takich fałszerzy działa jedynie strach przed masami». Rozmówca zauważa, że emigracja zarobkowa niesie za sobą ogromne koszty społeczne, na co Biskup: «Ale cóż ich to obchodzi? Cóż ich obchodzi, że dramatycznie rośnie bezrobocie wśród absolwentów uczelni? Niech wyjeżdżają, nie będą protestować. A rodzina? Gdyby miało to dla nich jakieś znaczenie, to nie pojawiłyby się te wszystkie pomysły i inicjatywy uderzające w rodzinę (...). Oni wiedzą, co robą. Chciałoby się powiedzieć, że ci ludzie widzą przyszłość Polski inaczej, może jako pustynię duchową czy dżunglę obyczajową».
Zawstydzony takimi poglądami polskiego biskupa, pytam, czy biskup Dydycz uważa za prawdę to, co powiedział w przytoczonym wywiadzie?”.
Przykro mi bardzo, drogi Ojcze, ale podana w rozmowie z p. red. Sławomirem Jagodzińskim diagnoza wciąż się potwierdza. Dziękuję, że Ojciec zechciał przytoczyć dość długi tekst. Zakłady pracy upadają. Społeczeństwo wyraźnie ubożeje. Przeprowadza się kolejne reformy bez przygotowania wcześniejszego, ale za to pożerające potężne fundusze, np. sprawa sześciolatków w szkole itp. A czy nie pamięta Ojciec, jak nasza publiczna telewizja pokazywała przechadzającego się premiera z ministrami oraz z szejkami arabskimi jako tymi, którzy mieli przejąć nasze stocznie? Odpowiedni minister miał określony czas na załatwienie tego. Inaczej miał odejść chyba po dwóch miesiącach. Nic się nie stało i szczęśliwie dobył swojej kadencji, a stocznie... no właśnie, lepiej nie mówić. I tak niemal w każdej dziedzinie naszego życia gospodarczego, kulturowego i społecznego. A czyż Polska już się nie staje „dżunglą obyczajową” i „pustynią duchową”?! Proszę przy cytowaniu nie opuszczać przymiotników, bo to nie będzie w porządku.
Ojcze drogi, bardzo mi przykro, że Ojciec czuje się „zawstydzony poglądami polskiego biskupa” i pyta: „czy biskup Dydycz uważa za prawdę to, co powiedział w przytoczonym wywiadzie”. Tak, Ojcze Ludwiku, tak to czuję i wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje, posłuchać licznych polityków, ludzi przedsiębiorczych oraz rolników; nie możemy zapomnieć o bezrobotnych i o tych, którzy emigrują z Polski za chlebem. Warto posłuchać. To są poważne głosy. To są wypowiedzi ludzi, którzy kiedyś walczyli o prawdę, o wolność, o sprawiedliwość, a dzisiaj cierpią. Przeszło 2 mln Rodaków musiało opuścić Ojczyznę, gdyż nie mogli znaleźć pracy. Tylko ten fakt jest największym oskarżeniem dla rządzących. Nic ich nie usprawiedliwi. Nikt ich nie zmuszał do sięgania po władzę. Wyludnianie się Polski jest największą krzywdą, jaką można wyrządzić Narodowi. Czy Ojciec rzeczywiście tego wszystkiego nie czuje? Czy tak bezgranicznie zawierzył współczesnej propagandzie?
Muszę wszakże wyznać, że nie czuję się zawstydzony postawą Ojca. Walczyłem o to, aby Ojciec mógł mieć własny sąd. Mam nadzieję, że Ojciec nie sądzi, iż ma monopol na ocenę rzeczywistości, że jednak będzie się cieszył, o ile będzie coraz więcej krytycznych wypowiedzi, pokojowych manifestacji, różnych organizacji, środków komunikacji społecznej. Z pewnością Ojciec cieszy się z Telewizji Trwam i Radia Maryja, bo dzięki temu jest choć symboliczna, ale różnorodność w eterze i w naszych domach. A Sędzia Najwyższy oceni wszystko. Kiedy jednak będę wspominał o. Ludwika Wiśniewskiego, to proszę mi wybaczyć, że będę sięgał do tej pamięci, w której Ojciec Ludwik jest obecny jako bezkompromisowy, młody kapłan zakonny walczący o prawdę i sprawiedliwość.
Pozdrawiam zaś takiego, jakim Ojciec jest teraz! I szanuję!
Oddany w Chrystusie –
+ Antoni Pacyfik Dydycz OFMCap, Biskup Drohiczyński
-----------------------------------------
Źródło: http://www.fronda.pl/a/bp-antoni-pacyfik-dydycz-ojcu-ludwikowi-wisniewskiemu-op-z-odpowiedzia-spiesze,32206.html 
----------------------------------------
Visit us: http://crixus.pl